Na trzy dni przed decydującym starciem między Alem Gorem a George W. Bushem o prezydencki fotel w Stanach Zjednoczonych, do kampanii wyborczej aktywnie - i z matematyczną precyzją - włączył się Bill Clinton. Choć nie on tylko...

Bill Clinton oczywiście popiera wiceprezydenta Ala Gore'a w wyścigu do Białego Domu oraz swą żonę, Hillary Clinton, w walce o miejsce w Senacie. Clinton wykorzystał okazję, by wyśmiać ostatnie obietnice republikańskiego kandydata:

"Republikanie [przyp. RMF] cały czas powtarzają: to wasze pieniądze. Co z resztą jest prawdą. Mówią: damy wam te pieniądze tu i teraz, obniżymy podatki trzy razy bardziej niż Demokraci, sprywatyzujemy opiekę społeczną, pozwolimy młodym ludziom zabrać pieniądze i robić z nimi co chcą, ale my też trochę wydamy. To świetnie, tylko tu pojawiają się problemy. Wielokrotnie pytano mnie co zrobiłem, że gospodarka tak świetnie funckjonuje, jakie nowe pomysły wprowadziłem. Odpowiedź jest krótka - arytmetykę" - mówił Clinton.

Liczby pojawiły się jednak nie tylko u Clintona. Wobec wyjątkowo wyrównanych szans obserwatorzy liczą kandydatom nawet wzrost. Okazuje się, że Al Gore ma nad Georgem Bushem... pięć centymetrów przewagi. Demokrata ma 185 centymetrów wzrostu, zaś Bush - 180. Nie byłoby to może w ogóle istotne, gdyby nie to, że od 40 lat wyższy kandydat przegrał wybory prezydenckie tylko dwa razy. Osiem lat temu różnica między Billem Clintonem i ojcem obecnego kandydata, George Bushem-seniorem wynosiła zaledwie centymetr i była niezauważalna gołym okiem, a jednak. Wyjątek stanowiły kampanie w 1972 i 1976 roku, kiedy zwyciężyli Richard Nixon i Jimmy Carter, pokonując wyższych przeciwników.

11:00