Były europoseł Jacek Protasiewicz nie usłyszy na razie prokuratorskich zarzutów za swoje zachowanie na lotnisku we Frankfurcie i nie będzie musiał za nie odpowiadać przed sądem – podaje „Gazeta Wrocławska”. Wyjaśnia, że niemieccy śledczy chcą zawiesić sprawę, jeśli polityk wpłaci 5000 euro na cele społecznie użyteczne.
Jacek Protasiewicz przyznaje, że jeszcze nie zdecydował, czy zgodzi się na ofertę prokuratury. Analizuję tę propozycję z prawnikami - powiedział "Gazecie Wrocławskiej". Ta propozycja oznacza zamknięcie sprawy bez jakichkolwiek zarzutów, ale ponieważ procedura ta nie ma odpowiednika w polskim prawie, to wymaga konsultacji z prawnikami znającymi prawo niemieckie, co właśnie czynię - tłumaczył.
W lutym niemiecki "Bild" napisał, że Jacek Protasiewicz został zatrzymany na lotnisku we Frankfurcie nad Menem po tym, jak po pijanemu obrażał obsługę portu. Protasiewicz oskarżył tabloid o kłamstwo i manipulację. Stwierdził, że nie był pijany, a jedynie wypił lampkę wina do posiłku podanego w samolocie. Niemiecki celnik na lotnisku powiedział do mnie "raus", zagotowałem się. Powiedziałem, że "raus" w kraju, w którym mieszkam, kojarzy się z takimi słowami jak "heil Hitler" czy "Haende hoch" - tłumaczył na specjalnej konferencji prasowej. Nie stawiałem oporu w żadnym momencie. Nie używałem rąk ani nóg. Tylko ust - podkreślał.
Premier Donald Tusk ocenił, że zachowanie Protasiewicza "niezależnie od tego, jak bardzo niestosowne było zachowanie celników czy policjantów niemieckich, było także niestosowne". Z kolei jego rywal z Dolnego Śląska, Grzegorz Schetyna, stwierdził w Kontrwywiadzie RMF FM, że "Protasiewicz skompromitował Polskę, partię i siebie samego. Politykom zawsze wolno mniej i chyba o tym zapomniał" - mówił.
Gazeta Wrocławska/ RMF FM