Czy powolne promy wożące pasażerów przez Bałtyk do Skandynawii mają szansę wygrać z tanimi liniami lotniczymi? Bilet na samolot można kupić już za kilkadziesiąt złotych, przepłynięcie promem Bałtyku kosztuje około 250 złotych.
Z Trójmiasta polecieć można do trzech skandynawskich stolic w niewiele dłużej niż godzinę. Prom na najkrótszej trasie płynie od 10 do 12 godzin. Czy zatem promy mają jakakolwiek szansę w tym starciu?
Pracownicy linii promowej są przekonani, że pojawienie się tanich linii lotniczych wręcz zwiększy zainteresowanie promami. Ich przewagą jest to, że można zabrać samochód a podróż promem to prawdziwa przyjemność. Są tam bary, restauracje, sklepy a nawet kasyno. Prom to tak naprawdę pływające miasto. Dla osób, które jadą turystycznie wakacje zaczynają się już w momencie wypłynięcia promu. To jest podróż, która nie męczy; to jest podróż, która po prostu bawi - mówią. Za tezą, że tanie linie lotnicze nie pogrążą promów przemawiają też fakty. W ubiegłym roku wzrost przewozów promowych wyniósł 22 procent.