Prezydent Gdyni Wojciech Szczurek zabrał głos w sprawie niedzielnej bójki na plaży. Stanął po stronie meksykańskich marynarzy. Mimo informacji, że to obcokrajowcy byli prowodyrami szamotaniny z kibicami Ruchu, twierdzi, że to ci pierwsi byli ofiarami starcia.
Prezydent odwiedził pokład meksykańskiego żaglowca "Cuauhtemoc" zacumowanego w gdyńskim porcie. Zanim jednak zdecydował się porozmawiać z dziennikarzami, dokładnie zwiedził statek i spotkał się z marynarzami. Również tymi, którzy w niedzielę zostali ranni. Wyraziłem im słowa wsparcia i słowa wdzięczności, że pomimo tych cierpień zachowują dobry nastrój. To twardzi ludzie morza - zaznaczył.
Potem prezydent podkreślił, że to Meksykanie są w tym przypadku pokrzywdzeni. Bazując na wiedzy procesowej mogę powiedzieć, że stan wiedzy policji dzisiaj kwalifikuje do tego, by nadać właśnie taki status marynarzom z "Cuauhtemoc" - stwierdził.
Jednak według niektórych świadków było inaczej. To marynarze mieli zaczepiać kobiety na plaży i prowokować kibiców Ruchu. Ich agresywne zachowania widać również na nagraniach kamer monitoringu.
Prezydent Gdyni powiedział też, że "niezwykle krytycznie" ocenia pomysł wprowadzenia na śródmiejską plażę grupy kibiców, którzy przyjechali do Gdyni i tam oczekiwali na mecz. Przypomniał, że pogoda sprawiła, że plaża była wypełniona przez turystów i gdynian. Pomysł, by w tym samym czasie kibice przyjeżdżający na mecz, demonstrując swoje przywiązania klubowe, pijąc alkohol, spędzali czas na plaży do rozpoczęcia meczu, oceniam bardzo krytycznie - mówił Szczurek. Podkreślił, że oczekuje od policji wyjaśnienia tych zdarzeń.
Dodał, że policja od samego rana przejęła od straży miejskiej monitoring, który normalnie prowadzony jest przez strażników. Zaznaczył, że jeśli okaże się, iż podczas niedzielnych zdarzeń popełniono błędy, będzie oczekiwał wyciągnięcia konsekwencji personalnych. To, czy bandyta jest kibicem sportowym, melomanem, czy zwolennikiem innego hobby, nie ma tu znaczenia. Oczekujemy, że mieszkańcy Gdyni i nasi goście będą w Gdyni czuli się bezpiecznie - mówił. Gdynia przez lata udowadniała, że jest miastem bezpiecznym. Stąd tym bardziej bulwersujące jest to zdarzenie, że w środku miasta w niedzielę zdarzyła się sytuacja, która nie miała prawa się zdarzyć - dodał.
Sprawę niedzielnej bójki skomentował także kapitan żaglowca "Cuauhtemoc". Wyjaśnił, że marynarze nie mówili mu nic o przebiegu bójki na plaży. Ten, który mógł mi to opowiedzieć, powiedział jedynie o fali uderzeniowej, która na niego spłynęła - stwierdził.
Juan Carlos Vera dodał także: Marynarz jest zawsze dyplomatą i reprezentantem swojego kraju i to, co zrobił lub czego nie zrobił, ma znaczenie dla więzi międzynarodowych. Nasza załoga składa się z bardzo dobrze wyszkolonych marynarzy, którzy potrafią odnosić się do ludzi we właściwy sposób i są dżentelmenami. Ja mogę dać sobie uciąć za nich rękę - zapewnił kapitan żaglowca.
Do sprawy szamotaniny odniósł się także minister spraw zagranicznych. Bartłomiej Sienkiewicz zaznaczył jednak, że nie ma pełnej wiedzy, kto zaczął szamotaninę. Dodał, że czeka na raport w tej sprawie. Sam początek bójki i okoliczności są, prawdę mówiąc, bez znaczenia, wobec faktu, że od rana dochodziło do incydentów na plaży z udziałem kibiców Ruchu Chorzów - zaznaczył minister.
Dodał także, iż domaga się wyjaśnień od policji: jak się to stało, że grupa 450 pseudokibiców Ruchu Chorzów znalazła się na gdyńskiej plaży wśród 2 tysięcy wypoczywających osób. Mamy do czynienia z problemem bandytyzmu, który nazywa siebie kibicami, a w gruncie rzeczy zaczyna oddziaływać coraz silniej na porządek powszechny - stwierdził.