"To my byliśmy sponsorami OLT Express. Płaciliśmy za wszystko z własnej kieszeni" - skarżą się oszukani pracownicy przewoźnika. W ostatnich dniach zarządy dwóch spółek OLT złożyły wnioski o upadłość, zostawiły na lodzie nie tylko klientów, ale i pracowników.
To była budowa czegoś wielkiego. Nowego projektu, który zmieni oblicze polskiego nieba. W taką ideę zatrudnienia wierzyli pracownicy i taką wizję roztaczał zarząd spółki. Bilety lotnicze za 99 złotych, nowoczesne samoloty, agresywna reklama i darmowe posiłki nawet na najkrótszych lotach - to zwiastowało cudowną rewolucję, która rozruszałaby skostniały rynek zdominowany przez państwowe linie PLL LOT. Wiele osób zwalniało się z innych linii byle tylko pracować w OLT. Głównie w personelu pokładowym. Przełożeni mówili nam, że to są początki, to wszystko się ułoży, my wszystko zorganizujemy, ale z czasem, bądźcie cierpliwi, uczestniczycie w tworzeniu czegoś nowego - mówią oszukani pracownicy.
Młode stewardessy godziły się na poświęcenia dla nowej firmy. Nie dziwiło ich, że tworząca się dopiero firma nie jest w stanie kupić im mundurów. Te piękne czerwone stroje, które były na reklamach to był mit. Żadna z nas takich nie miała. Pasażerowie często pytali gdzie te panie w czerwonych uniformach i toczkach na głowie - mówi nam Anna*, stewardessa od początku, czyli od kwietnia zatrudniona w OLT Express. Rzeczywistość wyglądała tak, że wskazano nam konkretne sklepy, konkretne czarne spódniczki i białe bluzki które mieliśmy kupić za własne pieniądze. To około 400 złotych, plus oczywiście buty. Potem mieliśmy wysłać faktury za nie firmie. Zrobiłyśmy to w kwietniu, pieniądze do dziś się nie pojawiły - mówi stewardessa. Dodaje że oficjalne mundury miały się pojawić w przyszłości. Bliżej nieokreślonej.
To nie koniec wydatków, które ponosili pracownicy. Sami musieli opłacić dojazdy na niektóre obowiązkowe szkolenia, sami też musieli ponosić niektóre koszty przebazowania. Jeżeli na przykład leciałam z jednego miasta do drugiego i powrót miałam następnego dnia to przysługiwały mi diety. Oczywiście potem firma miała mi je wypłacić - mówi. Oczywiście firma tego nie zrobiła.
Z tym zwracaniem pieniędzy przez OLT też były problemy. Firma nie miała swoich biur regionalnych. Wobec tego pracownicy musieli wysyłać faktury i wszystkie pisma na własną rękę. To znaczy musieli je wydrukować na własny koszt, kupić kopertę i wysłać listem poleconym, a czasem kurierem. Takich drogich przesyłek było kilka w miesiącu.
Jeszcze bardziej interesująco wyglądał zwrot diet, których pracownicy nie dostawali. W każdej firmie jest tak, że jest ktoś kto wypełnia diety i inne dokumenty. My dostaliśmy program komputerowy i za jego pomocą mieliśmy wypełniać wnioski o diety. Regularnie dostawaliśmy odpowiedź z księgowości, że w naszych wnioskach jest błąd. Zły format daty, zły kod. Pieniądze za diety więc do nas nie docierały - mówi Anna. Wychodzi na to że byliśmy sponsorami tej spółki.
OLT Express oszczędzało, na czym się da. Dużą cześć obsługi biurowej zapewniał niedawny inwestor, parabank Amber Gold - wpisany przez Komisję Nadzoru Finansowego na listę ostrzeżeń publicznych za rzekome prowadzenie działalności bankowej bez zezwolenia. Spółka została za to zgłoszona do prokuratury. Amber Gold prowadził dla OLT Express obsługę księgową i kadrową, gdy wycofał się z finansowania linii lotniczych pracownicy zostali pozostawieni sami sobie. Pracownicy mają dziś z firmą wyłącznie kontakt mailowy.
O pierwszych problemach OLT Express pracownicy pokładowi dowiedzieli się, jak mówią, w poniedziałek 23 lipca. Mieli wtedy dostać maila, że spółka ma pewne drobne kłopoty finansowe i że są problemy cateringiem na pokładzie. Do tej pory pasażerowie mogli liczyć na darmowe jedzenie, nagle to się skończyło. Dla nas to była pierwsza wskazówka, że jest coś nie tak, ale wszyscy to zbagatelizowali - słyszymy. Zarząd OLT mówił wtedy oficjalnie, że to nowa strategia, która ma ułatwić wprowadzenie nowych produktów i rozpropagowanie OLT Cafe. Zostaliśmy wtedy poproszeni o wykazanie się profesjonalizmem przed pasażerami. Zarząd prosił nas, by przeczekać te trudne dni i uśmiechać się do pasażerów, jak zawsze.
To niestety był dopiero początek kłopotów firmy. "Niewielkie trudności finansowe" szybko zamieniły się w upadłość . To był poniedziałek, tymczasem już w piątek nasz pan prezes złożył wniosek o upadłość. W kilka dnia dowiedzieliśmy, że najpierw mamy pewne kłopoty, a potem, że w ogóle nie istniejemy. Finansowo nikt z nas nie był na to gotowy, a przecież mamy kredyty do spłacania, własne życie.
Pracownicy OLT czekają teraz na zaległe pensje za lipiec. Nieoficjalnie usłyszeli, że tych pieniędzy już nie zobaczą. To niestety prawdopodobne, bo spółka nie ma wielkiego majątku. Nawet jeżeli zostanie zlikwidowana, do spółki wejdzie syndyk to pieniędzy może nie wystarczyć dla wszystkich, choć to roszczenia pracowników są zaspokajane w pierwszej kolejności.
Zostaje im szukanie pracy, co nie będzie proste. Okres naboru do personelu pokładowego to styczeń-luty, teraz w połowie sezonu o pracę w lotnictwie jest bardzo ciężko. Pracownicy zostali wzięci na przeczekanie. Dla nas wygląda to tak, że spółka chce byśmy sami złożyli wypowiedzenia i przestali być problemem dla firmy - mówi stewardessa OLT. To jednak nie będzie takie proste. Z naszym nieoficjalnych ustaleń wynika, że niektórzy pracownicy mają nad sobą bat w tak zwanej lojalki. Spółka opłaciła im początkowe szkolenie za kilka tysięcy złotych. Równolegle jednak pracownicy musieli podpisać zobowiązanie, że przepracują w OLT okrągły rok. Jeżeli by się zwolnili przed upływem 12 miesięcy musieliby te pieniądze zwrócić. Tak samo byłoby przy zwolnieniu dyscyplinarnym.
W tej chwili pracownicy z poszczególnych miast naradzają się co zrobić. W grę wchodzi pozew zbiorowy, na razie jednak czekają na pieniądze. Wypłatę za lipiec mieli dostać w ostatni wtorek. Pieniądze oczywiście nie dotarły.
Pomimo naszych usilnych starań firma OLT Express nie odniosła się do naszych pytań i do zarzutów stawianych przez pracowników. Telefony w biurach zarządu milczą, rzeczniczka w firmie już nie pracuje, nasze maile pozostały bez odpowiedzi.
*Imię bohaterki zmienione przez redakcję - ciągle pozostaje pracownikiem spółki i walczy o zwrot pieniędzy.