Dwaj wychowankowie zakładu poprawczego w Sadowicach na Dolnym Śląsku, podejrzani o podpalenie poprawczaka, zostali aresztowani na miesiąc. Wcześniej nastolatkowie usłyszeli zarzuty sprowadzenia szczególnego zagrożenia dla zdrowia i życia innych osób. Grozi im do 10 lat więzienia.
W wyniku pożaru do szpitali trafiło 13 osób. 8 osób wciąż pozostaje na obserwacji. Do szpitala trafił też z jeden w wychowawców. Jego stan był na tyle dobry, że mężczyzna mógł wrócić do domu.
Policja nie chce mówić jeszcze o przyczynach podpalenia. W tej chwili mamy do wykonania jeszcze szereg czynności procesowych zarówno tymi osobami, które przebywały w czasie pożaru na terenie ośrodka. Czekamy również na możliwość wykonania czynności procesowych z udziałem osób, które przebywają w szpitalu - mówi Wojciech Wybraniec z wrocławskiej policji. Nie chce on razie potwierdzić informacji, że wychowankowie zbuntowali się ponieważ nie dostali przepustek na święta.
Zdaniem dyrektora zakładu poprawczego Zbigniewa Stępnia, nie doszło tam do buntu. To była tylko zrozumiała dla mnie frustracja spowodowana tym, że nie mogą wyjechać na święta. Wcześniej przywozili z przepustek narkotyki. Kiedy się zorientowaliśmy co zrobili, wszystko zostało im odebrane i wiedzieli, że po takim wybryku nigdzie nie pojadą - powiedział Stępień. Posłuchaj relacji reportera RMF FM Michała Szpaka:
Pożar wybuchł w niedzielę o godz. 4 nad ranem w odizolowanej części poprawczaka, w której mieszkali obaj zatrzymani chłopcy. Strażacy ewakuowali z budynku 46 osób.