Prokuratorowi, który badał nieprawidłowości u operatora Ery, odebrano wszystkie śledztwa. Czy dlatego, że dotarł za wysoko i natknął się na podejrzaną transakcję szefa ABW Krzysztofa Bondaryka? - zastanawia się "Gazeta Wyborcza".
W śledztwie dotyczącym wyłudzania pieniędzy na "puste faktury" prokurator Andrzej Piaseczny z warszawskiej prokuratury okręgowej natyknął się na wątek nieprawidłowości w PTC (operator Ery). Wśród nich jest podejrzenie, że firma ta sprzedała po zaniżonej cenie służbowe auto szefowi ABW Krzysztofowi Bondarykowi.
Jak pisze "Gazeta Wyborcza" w listopadzie 2010 r. policjant z CBŚ ostrzegł prokuratora, że jeśli śledztwo dojdzie do Bondaryka, zostanie spowolnione. Wtedy Piaseczny czynności w śledztwie powierzył CBA.
W marcu z CBA wyszła analiza z sugestią postawienia Bondarykowi zarzutów paserstwa i posłużenia się sfałszowanym dokumentem (wyceną) przy zakupie audi A6. W maju przełożeni odbierają Piasecznemu wszystkie śledztwa.
W grudniu 2007 r. Bondaryk, będąc już szefem ABW, kupił trzyletnie audi A6 quattro 3.0 TDI. Wcześniej był w PTC dyrektorem odpowiedzialnym za bezpieczeństwo danych. Audi było jego autem służbowym. Zapłacił za nie 67 tys. Według prokuratora cena mogła być zaniżona nawet o 90 tys. zł. W śledztwie badano, czy Bondaryk miał świadomość, że cena była zaniżona.
Gdyby Bondaryk dostał zarzuty kryminalne, jego własna służba musiałaby odebrać mu certyfikat dostępu do informacji niejawnych. A to oznacza ustąpienie z funkcji szefa ABW.
Bondaryk już raz musiał się tłumaczyć z beneficjów z tytułu swej pracy w PTC. W 2008 r. CBA (kierowane wtedy przez Mariusza Kamińskiego) zarzucało mu, że ukrył 450 tys. zł dyrektorskiej odprawy. Bondaryk argumentował, że napisał o niej w oświadczeniu majątkowym, ale tajemnica handlowa nie pozwala podać wysokości odprawy. Bronił go wtedy premier Tusk, twierdząc, że CBA poluje na Bondaryka.
Kupując ten samochód, działałem w dobrej wierze i nie złamałem prawa. Nie miałem żadnego wpływu na wycenę. Nie interesowałem się tym śledztwem - mówi Bondaryk.