Ponad jedna trzecia szpitali z oddziałami położniczo-ginekologicznymi może stracić pieniądze z Narodowego Funduszu Zdrowia. Tak wynika z projektu ustawy, który przygotowało Ministerstwo Zdrowia. Powodem ewentualnej likwidacji porodówek jest zbyt mała liczba porodów. Na finansowanie z NFZ mogłyby liczyć tylko placówki, w których rocznie na świat przychodzi co najmniej czterysta dzieci. Projekt tych przepisów bierzemy dzisiaj pod lupę w Faktach RMF FM.

Resort zdrowia uzasadnia, że w tym projekcie chodzi o to, żeby inwestować w oddziały, które mają największe doświadczenie w przyjmowaniu porodów. Tak tłumaczy to wiceminister zdrowia Jerzy Szafranowicz. Trzeba przyznać, że jeśli rocznie na oddziale rodzi się 1200-1300 dzieci, doświadczenie jest olbrzymie. Jeśli na świat przychodzi około 200-300 dzieci, doświadczenie jest trochę mniejsze. Chcemy czy nie chcemy, centralizacja powinna pójść do przodu - opisuje wiceminister.

Rzecznik resortu zdrowia Jakub Gołąb dodaje w rozmowie z RMF FM, że ten pomysł wynika też z demografii. Jest zmniejszona liczba porodów w porównaniu do sytuacji z momentu, gdy te porodówki powstawały. Jest część szpitali, w których jest jeden poród na dwa, trzy dni - przekonuje Jakub Gołąb.

"To tylko propozycja"

Plan zamykania porodówek to tylko propozycja - przekonuje wiceminister Jerzy Szafranowicz. Dalsze losy tego projektu zależą od konsultacji społecznych i uwag, które wpłynęły do ministerstwa. Jerzy Szafranowicz obiecał naszemu dziennikarzowi Michałowi Dobrołowiczowi, że dostęp do oddziałów położniczych nie będzie utrudniony. 

Po pierwsze, jeśli jest porodówka, która ma sto porodów, rośnie i nie można dojechać do innej miejscowości, nikt nie myśli o tym, by tę porodówkę zamknąć - przekonuje wiceszef resortu zdrowia i dodaje, że chodzi o lepszą organizację pracy oddziałów położniczych w konkretnych regionach. 

Wywodzę się z aglomeracji śląskiej, tam trzy szpitale w odległości 5-6 kilometrów mają porodówki. Pytanie, czy rzeczywiście musimy utrzymywać wszystkie trzy. Każda z nich rocznie ma 500-600 porodów. Pytanie o przyszłość tych oddziałów i optymalną odległość dojazdu nie jest pytaniem do mnie, urzędnika. Dyrektorzy szpitali, ordynatorzy, organy prowadzące szpitale muszą się dogadać - dodaje.

Najbliższe tygodnie mają być czasem na ustalenie wspólnej strategii doprecyzowania ustawy oraz konkretnych rozporządzeń.