Od kilkunastu godzin władzę w Ulsterze ponownie sprawuje Londyn. Decyzją władz brytyjskich, działalność autonomicznego parlamentu Irlandii Północnej została zawieszona. Powodem tego posunięcia jest niemożność obsadzenia stanowiska przewodniczącego zgromadzenia.

Ponad miesiąc temu z tej funkcji zrezygnował przedstawiciel protestantów, Dawid Trimble. Zaprotestował w ten sposób przeciwko wciąż nierozbrojonym arsenałom IRA. Zawieszenie ulsterskiego parlamentu jest posunięciem taktycznym. Brytyjskiemu rządowi zależy bowiem na jak najszybszym wznowieniu jego działalności. Kiedy to nastąpi północno-iralandzkie partie polityczne będą miały kolejne 6 tygodni na wybór przewodniczącego zgromadzenia i wynegocjowania przełomu w procesie pokojowym. Granie na zwłokę w Ulsterze nie jest rzeczą nową. Dotychczas korzystano z tej strategii w nadziei, iż terroryści pójdą śladem polityków i zaczną otwarcie mówić o pokoju. Tym razem jednak po raz pierwszy IRA nie jest bezpośrednim powodem impasu. Winni są raczej politycy, którym trzy lata po podpisaniu Wielkopiątkowego Porozumienia zaczyna brakować dobrej woli. Gotowość republikańskich bojówkarzy do rozpoczęcia składania broni potwierdził nawet sam przewodniczący Międzynarodowej Komisji Rozbrojeniowej. Problem polega na tym, że słowa w Ulsterze, a szczególnie obietnice niejednokrotnie w rzeczywistości okazywały się pustymi kartami. Zawieszenie parlamentu i utrata władzy nad prowincją najprawdopodobniej zmusi katolików i protestantów do uczciwszej gry. Jeszcze dziś w Belfaście zbiorą się na konsultacjach przedstawiciele rządu Wielkiej Brytanii oraz reprezentanci najważniejszych partii politycznych Ulsteru. Możliwe, że po tych rozmowach dowiemy się kiedy ulsterskie zgromadzenie wznowi swą działalność.

rys. RMF

11:40