Potwierdzają się informacje RMF FM. Wojewódzki konsultant chorób płuc dzieci i Narodowy Fundusz Zdrowia skontrolują oddział dziecięcy szpitala w Kutnie. Nie przyjęto tam półtorarocznego Maciusia z powodu braku wolnych miejsc. Następnego dnia dziecko zmarło. „Lekarka nie powiedziała nam, że możemy przewieźć dziecko do innego szpitala. Syn dusił mi się na rękach” - powiedziała mama chłopca w rozmowie z naszą dziennikarką. Sprawą zajmuje się prokuratura.
Jak ustaliła nasza reporterka Agnieszka Wyderka, kilka dni przed śmiercią chłopca w specjalnym systemie - monitorującym miejsca na oddziałach szpitalnych, placówka informowała, że brakuje łóżek na oddziale pediatrycznym. W poniedziałek o godzinie 14 - gdy matka zgłosiła się z Maciusiem do szpitala - placówka wykazała, że miała jedno wolne miejsce. O 20, kiedy szpital aktualizował dane, tego miejsca już nie było. Jeżeli dziecko wymagało leczenia szpitalnego, to - bez względu na brak miejsc - lekarka powinna je przyjąć lub zorganizować hospitalizację w innej placówce.
Matka półtorarocznego Maciusia w rozmowie z reporterką RMF FM przyznała, iż lekarka w szpitalu w Kutnie nie powiedziała jej, że sprawdzi, czy są wolne miejsca w innych placówkach. Powiedziała, że szpitalu w Kutnie nie ma wolnych miejsc, że w szpitalu panuje zapalenie płuc, że jest dużo noworodków. Stwierdziła, że dziecko nie kwalifikuje się do leczenia w szpitalu, żeby leczyć je w domu - wyznała zrozpaczona kobieta.
Chłopiec został skierowany do szpitala przez lekarza rodzinnego. To była wizyta domowa. Pani doktor powiedziała, żeby w trybie natychmiastowym został przyjęty do szpitala, że trzeba podać kroplówkę. Mówiła, żeby 3-4 dni był leczony w szpitalu, potem w domu. A wczoraj moje dziecko dusiło mi się na rękach - opowiadała mama chłopca.
Kobieta ujawniła także, że rok temu szpital także odmówił przyjęcia dziecka. Mąż walczył. Jak przyszła pani doktor to powiedziała nam, że gdyby dziecko nie trafiło wtedy do szpitala, to na drugi dzień szukalibyśmy trumny. A teraz? Co ja mam zrobić? - dodawała. W szpitalu nie otrzymała żadnych dokumentów, że zapadła decyzja o odesłaniu chłopca do domu. Rzecznik kutnowskiego szpitala Beata Pokojska mówi tylko, że dyrekcja placówki zarządziła kontrolę wewnętrzną i zewnętrzną na oddziale pediatrycznym.
Lekarz rodzinny stwierdził, że dziecko ma zapalenie oskrzeli i skierował je do szpitala. Tam jednak chłopca nie przyjęto z powodu braku miejsc - tak powiedziała policjantom babcia dziecka. Dziecku przepisano leki. Matka dostała zaś polecenie, by zgłosić się z nim w czwartek na wizytę kontrolną.
We wtorek wieczorem stan chłopca drastycznie się pogorszył. Początkowo malucha reanimowali matka i sąsiad rodziny, zaalarmowany jej wołaniem o pomoc. Później reanimację kontynuowała załoga karetki pogotowia. Niestety dziecka nie udało się uratować.
Gdy szpital odmówi przyjęcia chorego dziecka, trzeba walczyć o swoje! Lekarz może odmówić przyjęcia pacjenta do szpitala tylko w sytuacji, gdy uzna, że maluch nie wymaga hospitalizacji. Wtedy decyzję medyka - wraz z jej konkretnym uzasadnieniem - powinniśmy dostać na piśmie.
Gdy chory wymaga leczenia szpitalnego, a w placówce nie ma wolnych łóżek i nie można przewieźć pacjenta do innego szpitala, to nie wolno go odesłać do domu - wyjaśnia Magdalena Góralczyk z łódzkiego NFZ.
Gdy pacjent może być transportowany, to lekarz szpitalny, do którego zgłosił się chory, musi mu znaleźć wolne miejsce na oddziale w innej placówce i zapewnić transport.