"Nikt nie jest w stanie zdefiniować, co jest zwyczajowo przyjętym podarunkiem dla lekarza. To jest tak jak z napiwkiem. Dla jednego jest to 100 złotych, dla innego to jest 1000 złotych" - mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Tomaszem Skorym mecenas Jacek Kondracki. "To jest kwestia absolutnie nie do pokonania. No chyba, że przyjęłoby się, ale byłoby to wbrew naszej obyczajowości, że nic nie wolno dać lekarzowi" - podkreśla.
Tomasz Skory: Czy pan jest w stanie wyobrazić sobie różnicę między bukietem akceptowalnym a nieakceptowalnym, w myśl słów sędziego Tulei?
Mecenas Jacek Kondracki: Teoretycznie mogę sobie to wyobrazić. Może być bukiet kwiatów egzotycznych, który będzie kosztował 1000-1500 złotych i może być bukiecik stokrotek kupiony na ulicy u babci, który będzie kosztował 5 złotych.
A taki bukiet za 45 złotych to już jest za duży czy za mały?
Panie redaktorze, to jest rozważanie średniowieczne: ilu diabłów może zmieścić się na łebku od szpilki. Nie da się tego w sposób zdecydowany określić, zdefiniować. Należy to rozpatrywać od przypadku do przypadku. W pewnych wypadkach z daleka będzie widać, że jest tak zwana korzyść materialna czy osobista, jak mówi przepis. W innych wypadkach będzie z daleka widać, że nie jest to ową korzyścią. Natomiast okropna jest ta sytuacja, kiedy to się zbliża, kiedy może to już jest tą korzyścią, a dla drugiego nie jest. A poza tym proszę łaskawie zwrócić uwagę na ogromny relatywizm sytuacji materialnej pacjentów. Człowiek zarabiający 100 tysięcy złotych - dla niego kupienie bukietu za 1000 złotych będzie śmiesznym wydatkiem. Dla kogoś zarabiającego 2 tysiące złotych będzie nieosiągalnym wydatkiem. Może się wstydzi człowiek o dochodach rzędu 100 tysięcy złotych zanieść bukiecik za 20 złotych.
To w takim razie czy orzekający dziś w sprawie doktora G. sąd nie popełnił błędu tak wyraźnie opisując, malowniczo z resztą skądinąd, te różnice między bukietem małym, akceptowalnym a dużym i nieakceptowalnym, czy też tanim i drogim.
Ja myślę, że panu sędziemu, który jest bardzo mądrym człowiekiem, chodziło o pewną dydaktykę, o przedstawienie społeczeństwu, jak to powinno w praktyce funkcjonować i zapewne dlatego tym się zajął i tak to ujął, żeby to było czytelne dla społeczeństwa.
Ale my nie wiemy właśnie jak to traktować, ze względu na to zbliżanie się, na różnicę w dochodach, różnicę w cenach.
Tego nikt nie jest w stanie zdefiniować. Nikt nie jest w stanie zdefiniować, co jest podarunkiem w danych zwyczajach przyjętych. To jest tak jak z napiwkiem. Co jest napiwkiem w danych zwyczajach przyjętych? Dla jednego jest to 100 złotych, dla innego to jest 1000 złotych, prawda? Rachunek wynosi 500 złotych, ale on ma fantazję dać 1000 złotych. Czy to jest napiwek? No nie wiem, czy to jest napiwek. Podobnie jest ze stosunkiem pacjent - lekarz. To jest kwestia absolutnie nie do pokonania. No chyba, że przyjęłoby się, ale byłoby to wbrew naszej obyczajowości, że nic nie wolno dać lekarzowi. I wtedy ma pan sytuację prostą.
No ale chyba tak właśnie jest, że nic nie wolno.
No nie. Zwyczajowo przyjęte jest, że ten bukiecik, o którym mówił pan sędzia, podarunek swoisty zwyczajowo przyjęty, bukiet róż za 50 złotych przyniesiony pani doktor nie może być poczytywany za korzyść osobistą, szczególnie, że po dwóch dniach zwiędnie. No, ale można byłoby dokonać tego rodzaju zabiegu legislacyjnego, żeby powiedzieć: nic nie wolno. Nic i koniec. Tak zresztą funkcjonuje to, na ile ja się orientuję, w prywatnych klinikach. Tam rzadkie są wypadki, żeby ktoś lekarzowi coś przynosił. Płaci ciężkie pieniądze i nie widzi powodu, a i lekarz nie widzi powodu. Podają sobie rękę: dziękuję serdecznie, miło mi było, cieszę się, że panu pomogłem, cieszę się, że pan mi pomógł i się rozstają w zgodzie. Bo tyle zapłacił.