Czy w Sejmie powinien być sprzedawany alkohol? To pytanie powraca po prowokacji reporterów RMF, którzy ujawnili, że w sejmowej restauracji mimo prohibicji można było w czwartek kupić wysokoprocentowe trunki.
Prohibicję wprowadzono w związku z wizytą papieża w stolicy. Okazało się jednak, że w sejmowej restauracji nie było problemu z zakupem alkoholu. Dopiero po naszej interwencji wywieszono kartkę z informacją o zakazie sprzedaży alkoholu. Reporterka RMF złożyła wniosek o odebranie bufetowi koncesji na handel wyskokowymi trunkami.
Warto jednak zastanowić się, czy Sejm jest w ogóle odpowiednim miejscem na spożywanie alkoholu. Wszak w pamięci mamy liczne ekscesy pijanych posłów. Wprawdzie w piątek w budynku przy Wiejskiej było cicho i spokojnie, ale to czas wyjątkowy. Gdy posłowie zjeżdżają się tu na sesje sejmowe, ich spotkania kończą się zazwyczaj przy kieliszku. Nasza reporterka pamięta doskonale pijacki śpiew posłanki SLD, Małgorzaty Ostrowskiej. Pani poseł nie zraziły nawet telewizyjne kamery – Ostrowska, bełkocząc, zapraszała reporterów do baru na drinka.
Przypomina się także przypadek dwóch posłów Samoobrony, Jerzego Pękały i Mieczysława Aszkiełowicza. Politycy po relaksie w sejmowej restauracji wytoczyli się na parking przed budynkiem, gdzie zaczęli okładać się pięściami i tarzać po ziemi.
Do sejmowego języka weszło także zupełnie nowe określenie. Posłowie w restauracji nie proszą już o jedną wódkę, ale o jednego „firaka”. Stało się tak po tym, jak poseł Witold Firak upił się tak bardzo, że nie był w stanie wejść na sejmową mównicę. A to tylko kilka przykładów poselskich libacji…
Posłowie jak jeden mąż przekonują, że wycofanie wyskokowych trunków z Sejmu jest jednak zbyt radykalnym i niesłusznym rozwiązaniem. Lista ich argumentów jest całkiem spora. Po pierwsze, alkohol pije się wszędzie, nawet w Parlamencie Europejskim. Lampka wina w kulturze europejskiej jest rzeczą naturalną - przekonuje Marek Kotlinowski z LPR. Po drugie, alkohol jest dla ludzi i w mały ilościach nie szkodzi. Polscy parlamentarzyści zauważają także, że w Sejmie nie ma zbyt wielu libacji, więc zakazy są zbyteczne. Pojawił się także argument o tym, że jeżeli posłowie musieliby korzystać z restauracji i barów na mieście, lokale sejmowe by zbankrutowały.
Ale innego zdania są nasi słuchacze. „Sejm to miejsce pracy, a w pracy się nie pije” – argumentują w mailach nadesłanych do redakcji RMF FM.
Polscy parlamentarzyści mogą raczyć się w sejmowych lokalach trunkami. Nie wszystkie kraje jednak zezwalają na picie alkoholu w swoich parlamentach. Tak jest m.in. w Rosji. W Dumie obowiązuje całkowity zakaz sprzedaży alkoholu. Kilka lat temu Borys Gryzlow, przewodniczący niższej izby parlamentu uznał, że używanie i częste nadużywanie alkoholu w gmachu, gdzie stanowi się prawo, nie licuje z godnością deputowanego. Niestety rosyjscy komentatorzy nie zauważyli, by jakość uchwalanych ustaw radykalnie się poprawiła.