Jak podała arabska telewizja Al-Jazeera, amerykańskie samoloty i rakiety zaatakowały Kabul i Kandahar. W centrum stolicy Afganistanu słychać było dwie Talibów.
Świadkowie mówią, że samoloty nadleciały nad miasto na bardzo niewielkiej wysokości. Artyleria przeciwlotnicza Talibów wystrzeliła tylko kilka pocisków. Niemal wszyscy mieszkańcy Kandaharu spędzają noc w schronach. W ciągu niespełna pół godziny doszło tam do czterech nalotów. W Kandahar uderzyły też rakiety samosterujące. Stany Zjednoczone pomogą siłom opozycji w zajęciu Kabulu i Mazar-i-Szarif, atakując umocnienia Talibów z powietrza i dostarczając Sojuszowi Północnemu amunicję - zadeklarował amerykański sekretarz Donald Rumsfeld. Szef połączonych sztabów amerykańskich sił zasugerował z kolei, że już wkrótce amerykańscy żołnierze mogą wylądować w Afganistanie. Specjalne samoloty z zamontowanymi głośnikami prowadzą akcję propagandową, namawiając talibańskich żołnierzy do poddania się, gdy tylko zobaczą komandosów.
Siły Stanów Zjednoczonych zbombardowały między innymi wyrzutnie rakietowe, pojazdy wojskowe, składy amunicji, lotniska i zgrupowania wojsk. Amerykański sekretarz obrony Donald Rumsfeld przyznał, że w szeregach Talibów spada morale, wielu z nich dezerteruje przyłączając się do opozycyjnego Sojuszu Północnego. Odrzucił jednak oskarżenia, że amerykańskie ataki powodują wiele ofiar wśród ludności cywilnej. Jego zdaniem, za wiarygodne można uznać informacje o śmierci czterech Afgańczyków, w jednym z domów na który przypadkowo spadła bomba. Według Talibów do tej pory w wyniku nalotów zginęło lub zaginęło od czterystu do nawet dziewięciuset osób. Tymczasem jak powiedział pragnący zachować anonimowość przedstawiciel amerykańskiej administracji - podczas nalotów ginie wielu członków organizacji terrorystycznej al-Qaeda. Jednak do tej pory nie ma żadnych dowodów by był wśród nich Osama bin laden i jego najbliżsi współpracownicy.
06:50