Co najmniej do końca lipca prokuratorzy zajmujący się katastrofą samolotu pod Częstochową będą analizowali zebrany materiał, na podstawie czego zdecydują o dalszym śledztwie. Niezależnie od tego eksperci przebadają wymontowane z wraku silniki i elektronikę.

W katastrofie samolotu używanego przez prywatną szkołę spadochronową 5 lipca zginęło 11 osób, ocalała jedna.

Śledztwo pod kątem przestępstwa sprowadzenia katastrofy w ruchu lotniczym prowadzi Prokuratura Okręgowa w Częstochowie. Równoległe postępowanie - we współpracy ze śledczymi - prowadzi Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych. Jej rolą jest znalezienie przyczyny wypadku oraz wskazanie działań profilaktycznych.

Jak przekazał rzecznik częstochowskiej prokuratury prok. Tomasz Ozimek, dotąd trwały wstępne czynności śledztwa - m.in. identyfikacja ofiar, zabezpieczanie materiałów, w tym dokumentów oraz przesłuchania świadków. Zaplanowano jeszcze kilka przesłuchań świadków. Potem dwaj prowadzący sprawę prokuratorzy przeanalizują zebrany materiał i wytyczą dalsze kierunku postępowania - co zajmie co najmniej do końca miesiąca.

To trzeba uporządkować, wykonano bardzo wiele czynności, a zajmowali się nimi nie tylko prokuratorzy referenci, którzy teraz prowadzą to postępowanie. Oni muszą się z tym wszystkim zapoznać i dopiero na tej podstawie zdecydować o dalszych działaniach - powiedział prok. Ozimek.

Zaznaczył, że w ostatnich dniach udało się potwierdzić w badaniach DNA tożsamość ostatnich dwóch ofiar katastrofy. Do poniedziałku potwierdzona w ten sposób została tożsamość dziewięciu ofiar, badania dwóch ostatnich były trudne, wymagały pobrania materiału porównawczego od drugiego członka rodziny. Po zakończeniu procedury identyfikacji prokuratura udostępniła już wszystkie zwłoki rodzinom.

W poprzednim tygodniu do laboratoriów w Mielcu trafiły już wymontowane z wraku silniki, elektronika i inne potencjalnie ważne dla wyjaśnienia przyczyn katastrofy elementy samolotu. Z dotychczasowych ustaleń służb wynika m.in., że w chwili katastrofy nie pracował lewy silnik maszyny (eksperci mają też wątpliwości co do prawego). Problemy z silnikami specjaliści będą chcieli wyjaśnić, analizując je, a także obsługujący je osprzęt, w warunkach laboratoryjnych.

Przy tych badaniach eksperci prokuratury i PKBWL działają w porozumieniu. My mamy swojego biegłego ds. silników, Komisja ma swojego eksperta. Będą te elementy rozbierali i badali razem, choć niezależnie - wskazał prok. Ozimek.

Obie instytucje, a także ich specjaliści współpracują na podstawie porozumienia zawartego w grudniu ub. roku przez Prokuratora Generalnego z przewodniczącym PKBWL - na gruncie nowych przepisów europejskich. Przedstawiciele obu służb wskazują, że katastrofa lotnicza pod Częstochową to pierwsze tak duże zdarzenie, w którym zastosowano reguły tego porozumienia.

Samolot spadł ok. 3 km od lotniska w Rudnikach - w miejscowości Topolów, w gminie Mykanów. Specjaliści wskazują m.in., że bezpośrednio przed katastrofą leciał na wysokości ok. 100 m, a powinien znajdować się 200-300 m wyżej; możliwe, że wpływ na to miała wysoka tego dnia temperatura (wpływająca m.in. na sprawność silników i na pogorszenie aerodynamiki).

Jedyny ocalały w katastrofie mężczyzna zeznał m.in., że pilot przed katastrofą informował o awaryjnym lądowaniu, jednak wkrótce doszło do tzw. przeciągnięcia, czyli utraty siły nośnej i sterowności - przy niskiej prędkości i wobec innych czynników. To zeznanie pokrywa się z wnioskami PKBWL - maszyna zmierzająca do miejsca odpowiedniego dla lądowania awaryjnego zaczęła spadać, uderzając o ziemię pod ostrymi kątami pochylenia i przechylenia.

Dwusilnikowy samolot Piper PA-31 Navajo był przerobiony pod kątem skoków spadochronowych, m.in. wymontowano z niego większość wewnętrznego wyposażenia, przez co mógł zostać zarejestrowany na większą niż pierwotnie liczbę osób.

(jad)