Sytuacja prof. Małgorzaty Gersdorf jest niejasna co najmniej w dwóch dziedzinach. Pierwsza to oczywista różnica między sprawowaniem funkcji Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego, a byciem sędzią SN w stanie spoczynku. Druga to kwestie finansowe, a dokładniej sposób, w jaki sądowi urzędnicy muszą pogodzić dwa wykluczające się nawzajem sposoby wynagradzania pani profesor.
Podobnie jak wielu prawników i wszyscy sędziowie Sądu Najwyższego także sama Małgorzata Gersdorf uważa, że nadal pozostaje Pierwszym Prezesem SN, w związku z czym do zakończenia kadencji w kwietniu 2020 należy jej się pełne comiesięczne wynagrodzenie. Według obowiązującej jednak od trzech miesięcy ustawy o Sądzie Najwyższym prof. Gersdorf przeszła z dniem 4 lipca w stan spoczynku, zatem należy jej się wynagrodzenie w wysokości 75 proc. wynagrodzenia zasadniczego i dodatku za wysługę lat, pobieranych na ostatnio zajmowanym stanowisku.
Szef kancelarii Sądu Najwyższego i jego główna księgowa mają dziś potężny problem z pogodzeniem dwóch sprzecznych ze sobą obrazów sprawy; albo Małgorzata Gersdorf zarabia tyle, ile dotąd i jest na urlopie, albo zarabia trzy czwarte tego, co dotąd, trzeba jej wypłacić odprawę, a za niewykorzystany urlop należy jej się ekwiwalent.
Zgodnie z ustawą sędziemu SN przechodzącemu w stan spoczynku przysługuje jednorazowa odprawa w wysokości 6-miesięcznego wynagrodzenia. Kwota takiej odprawy w wypadku Pierwszego Prezesa wynosi 174 tys. 700 złotych.
Wynagrodzenie Pierwszego Prezesa to w związku z tym 1/6 tej sumy, czyli 29 tys. 116 złotych.
Z kolei 75 procent tych poborów, stanowiące wynagrodzenie Pierwszego Prezesa SN w stanie spoczynku to 21 tys. 837 złotych.
Ekwiwalent za 1 dzień niewykorzystanego urlopu dla przechodzącego w stan spoczynku Pierwszego Prezesa SN wynosi 1391 złotych 98 groszy. Ponieważ Małgorzata Gersdorf nie wykorzystała do 4 lipca aż 30 dni należnego urlopu, jeśli jest sędzią w stanie spoczynku - należy jej się z tego powodu ekwiwalent w wysokości 41 tysięcy 759 złotych i 40 groszy.
Żeby uniknąć narażania urzędników SN na ew. odpowiedzialność w związku z naruszeniem dyscypliny finansów publicznych i wypłata nienależnych środków, kierujący sądem pod nieobecność pani prezes sędzia Józef Iwulski zamierza wypłacać Małgorzacie Gersdorf (za jej zgodą, w porozumieniu z księgowością) tylko tyle, ile jej się należy z pewnością, czyli sumy nie podlegające żadnym wątpliwościom. Pozostała część przeznaczonych dla niej środków ma trafić do depozytu, do czasu aż np. Trybunał Sprawiedliwości UE ostatecznie orzeknie, czy Małgorzata Gersdorf jest czy nie jest Pierwszym Prezesem SN, czy jest czy nie jest na urlopie i czy jest czy nie jest obecnie sędzią w stanie spoczynku.
Do czasu wyjaśnienia sprawy jedyną częścią wynagrodzenia Małgorzaty Gersdorf, jaka nie budzi żadnych wątpliwości są w zaokrągleniu 22 tysiące złotych, jakie otrzymywałaby jako sędzia w stanie spoczynku.
Pełne wynagrodzenie jest sporne, jeśli uznać, że pani profesor przeszła w stan spoczynku. Odprawa jest sporna, jeśli uznać, że w stan spoczynku nie przeszła. Ekwiwalent za urlop także jest sporny, jeśli prof. Gersdorf właśnie ów urlop wykorzystuje jako urzędujący Pierwszy Prezes SN.
Innymi słowy do depozytu, ustanowionego do czasu wyjaśnienia sprawy powinna trafić zarówno odprawa, jak środki przeznaczone na ekwiwalent za urlop, a także ¼ pełnego wynagrodzenia Pierwszego Prezesa SN - łącznie około 210 tysięcy złotych. Z każdym miesiącem ta suma będzie rosła, tymczasem Małgorzata Gersdorf będzie otrzymywać wynagrodzenie sędziego w stanie spoczynku.
Paradoksalnie jednak odesłanie Pierwszej Prezes w stan spoczynku dziś kosztowałoby znacznie więcej niż jej dalsze urzędowanie. Również paradoksalnie sama zainteresowana zamiast wziąć należne jej wg rządzących ponad 200 tysięcy godzi się na obcięcie zarobków o jedną czwartą.
(nm)