Sprawa rozszerzenia kampanii antyterrorystycznej na inne kraje poza Afganistanem podzieliła sojuszników Stanów Zjednoczonych. Coraz głośniej mówi się o Iraku jako kolejnym celu interwencji.
Stany Zjednoczone porozumiały się z Rosjanami w sprawie kontynuacji programu „ropa za żywność” przez kolejne pół roku. Być może w tym czasie Moskwa zmieni zdanie w sprawie modyfikacji sankcji ekonomicznych wobec Iraku, nałożonych na ten kraj po wojnie w Zatoce Perskiej w 1991 roku, której to modyfikacji dotąd była przeciwna, a na której Amerykanom bardzo zależy. Jeśli poważnie podejść do słów prezydenta George’a W. Busha, że akcja w Afganistanie szybko się nie skończy, i każdy kraj sponsorujący terroryzm i prowadzący prace nad programem broni masowego rażenia powinien się czuć zagrożony, w takim przypadku atak na Irak nie powinien być zaskoczeniem. Administracja w Waszyngtonie próbuje od wielu tygodni ustalić swoje stanowisko w tej sprawie. Dominuje przekonanie, że prędzej, czy później Bush junior będzie chciał dokończyć w Bagdadzie dzieło swojego ojca, tyle tylko, że w przypadku Iraku brakuje w tej chwili niezbitych dowodów, które uzasadniałyby akcję w Iraku właśnie teraz. Ponadto kraj ten ma nadspodziewanie wielu sojuszników i atak mógłby wstrząsnąć fundamentami z trudem budowanej koalicji antyterrorystycznej.
Kanclerz Niemiec - Gerhard Schroeder, ostrzegł przed niebezpieczeństwami decyzji o ataku na Irak. „Musimy być bardzo ostrożni nawet na etapie rozmów na temat ewentualnych nowych uderzeń w cele na Bliskim Wschodzie. Możemy wywołać coś, z czym nie będziemy sobie w stanie poradzić.” - mówił kanclerz. Zapowiedział też, że Niemcy rezerwują sobie prawo decydowania, czy wprowadzone środki są konieczne. Nieco zaskakująca była tymczasem wczorajsza wypowiedź rosyjskiego ministra obrony. Siergiej Iwanow oświadczył, że „operacja antyterrorystyczna znajduje się w pierwszej, początkowej fazie, a w innych krajach, gdzie uwite zostały gniazda terroryzmu, do działań jeszcze nie przystąpiono”. Nie do końca wiadomo, jak należy interpretować te słowa. Niewykluczone, że to forma przyzwolenia na bombardowania innych krajów wspierających terroryzm. Być może jednak Iwanow miał na myśli walkę ze źródłami finansowania terrorystów, a takiej walki nie prowadzi się przy użyciu samolotów i czołgów. Rosjanie wspominają też o ewentualnym rozszerzeniu operacji antyterrorystycznej. Głos Moskwy w tym wypadku nie jest jednak całkowicie jednoznaczny. Najbardziej precyzyjnie wyraził się wiceminister spraw
zagranicznych Rosji – Aleksander Sołtanow. Powiedział on, że „użycie siły wobec Iraku z punktu widzenia Moskwy jest bezprawne”, bo nie ma żadnych dowodów, potwierdzających przyczynienie się Iraku do zamachów na Nowy Jork i Waszyngton z 11 września. Ponadto, zdaniem Moskwy, uderzenie na Bagdad zdestabilizuje sytuację na Bliskim Wschodzie. Tymczasem Turcja dała dziś do zrozumienia, że mogłaby pogodzić się z operacją militarną przeciwko Irakowi. Wcześniej wyrażała zdecydowany sprzeciw w tej sprawie. Władze w Ankarze obawiały się, że atak na Irak zdestabilizuje region i może doprowadzić do kurdyjskiej rewolty, a nawet do powstania niepodległego państwa kurdyjskiego z części ziem należących do Turcji, Iraku i Iranu.Foto: Przemysław Marzec, Jan Mikruta, Afganistan
22:15