Wyniki badań słodyczy, przeprowadzonych po kontrolach w sklepikach szkolnych w całym kraju, nie wykazały przekroczeń limitów barwników - twierdzi Główny Inspektorat Sanitarny. Były natomiast przypadki nieprawidłowego oznaczenia barwników na etykietach. Wcześniej pojawiły się sygnały, że niektóre takie substancje działają jak dopalacze.
Państwowa Inspekcja Sanitarna przeprowadziła w całym kraju prawie 1700 kontroli w punktach sprzedaży - głównie w sklepikach szkolnych - pod kątem nowych przepisów unijnych dotyczących znakowania barwników dodanych do żywności.
Wcześniej media alarmowały, że w niektórych sklepach w Polsce pojawiły się słodycze zawierające syntetyczne barwniki z tzw. grupy Southampton: E 110 Żółcień pomarańczowa, E 104 Żółcień chinolinowa, E 122 Azorubina/Karmoizyna, E 129 Czerwień Allura, E 102 Tartrazyna, E 124 Pąs 4R. GIS informuje, że są to dozwolone substancje.
Prawo w tym zakresie jest identyczne na terenie całej Unii i te same cukierki znajdują się na półkach sklepów polskich, co niemieckich czy francuskich. Znajdujące się w tych wyrobach barwniki to dozwolone substancje dodatkowe, całkowicie bezpieczne dla zdrowia. Można stosować je do produkcji żywności, o ile robi się to zgodnie z ustawą o bezpieczeństwie żywności i żywienia. Ważne, że wyniki badań, które przeprowadziliśmy po publikacjach prasowych, nie wykazały przekroczeń limitów barwników - powiedział rzecznik GIS Jan Bondar.
Jednak produkty zawierające takie barwniki powinny być dodatkowo oznakowane poprzez zamieszczenie na etykiecie komunikatu: "może mieć szkodliwy wpływ na aktywność i skupienie uwagi u dzieci". Barwniki te są dodawane m.in. do cukierków, żelków, lizaków.
Sanepid wycofał z obrotu produkty niewłaściwie oznakowane i nakazał ich prawidłowe oznakowanie. Inspektorzy nakładali również mandaty karne.