Prognozy od początku były złe: zimno, wiatr, wilgoć, deszcz, mgła, a nawet marznący śnieg. I wszystko się sprawdziło - tak drogę na Babią Górę wspomina nasz dziennikarz Marcin Buczek. Na jej szczycie rozwinął w ramach akcji RMF FM biało-czerwoną flagę.
Kiedy razem z moimi przewodnikami rozpoczynałem wędrówkę na Babią Górę, czerwonym szlakiem z Przełęczy Krowiarki, zaczęło mocno podać. Po chwili jednak weszliśmy do lasu i deszcz nieco przestał nam przeszkadzać. Ale od razu zaczęło się bardzo strome podejście, a im wyżej, tym było coraz więcej śniegu. Był też coraz głębszy, miejscami noga zapadała się nawet powyżej kolana. Co jakiś czas śnieg znikał, ale pojawiały się wtedy jeszcze bardziej niebezpieczne i śliskie śniegowo-lodowe płaty, na których trudno było utrzymać równowagę.
Na Sokolicy znowu zaczęło zacinać deszczem. I mgła robiła się coraz gęstsza. Tam też jeden ze schodzących ze szczytu turystów, gdy zobaczył logo RMF FM, od razu zapytał o flagę, którą nieśliśmy na szczyt. Wtedy była jeszcze w plecaku. Im wyżej, tym śniegu było coraz więcej. Momentami też, we mgle wystarczyłaby chwila nieuwagi, żeby zgubić szlak.
Wreszcie weszliśmy na szczyt. Wiatr się wzmagał i niewielki, zrobiony z kamieni mur, dawał jedynie trochę osłony. Razem z moimi przewodnikami zaczęliśmy rozwijać flagę. Na szczycie, mimo fatalnej pogody, było jednak sporo osób. Od razu zaczęli robić zdjęcia. Wszyscy mówili, że słyszeli o akcji i cieszyli się, że właśnie w tym momencie też dotarli na szczyt Babiej Góry. Moim przewodnikom muszę uwierzyć na słowo, że kiedy tak stałem z rozwiniętą flagą, za moimi plecami widać przy dobrej pogodzie fantastyczną, jedyną w swoim rodzaju panoramę Tatr. Dziś, z powodu mgły, nie było widać nic, a momentami widoczność spadała najwyżej do kilku metrów. Wiało też coraz mocniej, a drobne krople deszczu zamieniały się w niewielkie bryłki lodu, które coraz natarczywiej zacinały w twarz. I tak było dopóki nie dotarliśmy w drodze powrotnej do górnej granicy lasu.
Schodząc cały czas mijaliśmy wchodzących na szczyt turystów. Zejście też nie było łatwe. Wystarczyła chwila nieuwagi, żeby stracić równowagę i zacząć zjeżdżać w dół na śniegowych płatach. Kiedy schodziliśmy ze szlaku, na Przełęczy Krowiarki znowu zaczął padać deszcz.
Piękna wyprawa. Co prawda poza mgłą nie widziałem ze szczytu kompletnie nic, ale dziś wchodziłem tam z zupełnie innym zamiarem. I to się udało.
Bardzo dziękuję za opiekę i pomoc moim przewodnikom: Halinie Mikołajczyk i Markowi Popielarzowi. Aha, jutro na Babiej Górze zapowiadają słońce.