Błędna technika jazdy kierowcy polskiego autobusu była najprawdopodobniej przyczyną wypadku pod Grenoble - uważa Jacek Pok ze Szczecina, biegły sądowy z zakresu m.in. rekonstrukcji techniczno-kryminalistycznej wypadków drogowych. Pok prowadzi też w mieście Akademię Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego.
Jego zdaniem o błędzie, popełnionym przez kierowcę mogą świadczyć relacje motocyklistów jadących za autobusem, według których „paliły się w autokarze hamulce”. To nie paliły się hamulce, ale opony. Przypuszczalnie na skutek zbyt długiego używania hamulców tarcze hamulcowe się rozgrzały do czerwoności i hamulce przestały pewnie funkcjonować - powiedział Pok.
Jak podkreślił, kierowca na tak trudnym, górskim odcinku drogi, powinien stosować dodatkowe urządzenie wspomagające, w które - jak twierdzi - od wielu lat samochody ciężarowe i autokary są standardowo wyposażone. Są to tzw. zwalniacze przeznaczone dla ciężkich pojazdów a takimi są ciężarówki i autobusy. Urządzenie to wspomaga układ hamulcowy a czasem nawet i go zastępuje - wyjaśnił. Dodał, że mechanizm działania zwalniaczy polega m.in. na tym, że pozwala on kierowcy na utrzymywanie stałej prędkości, nawet wtedy, gdy jazda odbywa się w dół.
Pok raczej wyklucza możliwość niesprawnego układu hamulcowego. Sądzę, że ten autokar był wyposażony w zwalniacze, ale nie były używany przez kierowcę - podejrzewa.
Pytany, czy na kursach dla kierowców uczy się ich, jak prowadzić pojazd np. na górskich drogach i jak stosować urządzenie wspomagające hamulce, Pok przyznał, że jest to raczej wątpliwe. Raczej na kursach tego nie robią, a jeżeli robią, to w bardzo ograniczonym zakresie. Kto tam zwraca na takie rzeczy uwagę, jeśli kurs jest organizowany np. w Szczecinie, a przecież tutaj nie ma gór? mówił.