Wiceprezydent Warszawy odpowiedzialny za ochronę środowiska zażądał wyjaśnień na piśmie w sprawie zastrzelonego w Ursusie łosia. Informacje o zdarzeniu mają przekazać policja, straż miejska a przede wszystkim Lasy Miejskie, gdzie pracował łowczy, który dwa razy pociągnął za spust zabijając zwierzę.
Na razie nie wiadomo, skąd zwierzę wzięło się na ulicach Warszawy. Bardzo wcześnie rano zauważyli go przechodnie. Zawiadomiono policję, która z kolei wezwała na miejsce pracownika Lasów Miejskich. W drodze był także lekarz weterynarii. Zanim jednak przybył na miejsce, łowczy podjął decyzję o zabiciu zwierzęcia.
Strażnicy miejscy nie chcą oceniać tej decyzji, bo to łowczy ma wszelkie uprawnienia i to on jest dowodzącym podczas takiej akcji. Piotr Mościcki z Eko-patrolu podkreśla jednak, że łoś był bardzo blisko bloków i jednej z najbardziej ruchliwych ulic Warszawy - Alei Jerozolimskich. Była godzina szósta rano i ludzie ruszali do pracy. Jego subiektywne zdanie było takie, że zwierzę zagrażało prawdopodobnie będącym na miejscu mieszkańcom:
Łosia udało się na chwilę przegonić do osiedlowego parku i otoczyć. Zasadność zabicia łosia ocenia teraz prokurator. Sam łowczy i jego przełożeni uparcie milczą. A to oni mogliby wyjaśnić nasze wątpliwości.