Premier Marcinkiewicz chce jeszcze dziś lub jutro namawiać przyszłych-niedoszłych koalicjantów do tworzenia rządu. Jednak na to są niewielkie szanse. Jeśli się więc nie uda, powstanie rząd mniejszościowy.
Marcinkiewicz jest zdeterminowany, by w poniedziałek - jak obiecał - ogłosić skład rządu. W takiej sytuacji PiS weźmie wszystko. Kandydaci na szefów resortów, które miały przypaść Platformie, są już praktycznie wytypowani. Na czele MON miałby stanąć Przemysław Gosiewski; resortu zdrowia - Bolesław Piecha; pracy - Ewa Tomaszewska; gospodarki - Wojciech Jasiński; skarbu - Artur Zawisza.
Szefem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji miałby zostać Ludwik Dorn. Wygląda na to, że w nowym rządzie nie będzie rozdziału tego resortu. Wczorajsza propozycja Kazimierza Marcinkiewicz - podzielenia resortu na MSW i na administrację, którą miałby kierować Jan Rokita - to już przeszłość.
Żeby jednak nowy gabinet zaczął działać, musi uzyskać poparcie Sejmu bezwzględną większością głosów, czyli 50% plus 1, w obecności co najmniej połowy ustawowej liczy posłów. Na początek PiS może liczyć na wsparcie tych, którzy wczoraj poparli wybór Marka Jurka na marszałka Sejmu.
Politycy z jednego i drugiego ugrupowania ujawnili też, to co do tej pory było zakryte przed oczyma opinii publicznej. Premier Marcinkiewicz, streszczając 21 postulatów Platformy, ujawnił, że przyszli koalicjanci ustawili go jedynie w pozycji premiera nominalnego, a faktycznym szefem rządu miałby być ktoś inny.
Z kolei Donald Tusk zdradził, że PiS straszyło go wcześniejszymi wyborami: Słyszeliśmy tego typu szantaż polityczny z ust polityków PiS-u, że są gotowi na wcześniejsze wybory nawet w grudniu. O niczym takim nie wie lider PiS, Jarosław Kaczyński: Brałem udział raz w rozmowie z panami Tuskiem i Rokitą i ta rozmowa miała charakter prywatny, ale nikt nikogo niczym nie straszył. Kwestią sporną są także służby specjalne. Posłuchaj relacji reportera RMF Przemysława Marca:
Senatorowie wybrać mają dziś między innymi wicemarszałków. Platforma Obywatelska chciałaby, by jednym z nich był Stefan Niesiołowski. Nie wierzy w to jednak lider Platformy, Jan Rokita - gość kontrwywiadu Kamila Durczoka w RMF FM: W Sejmie z woli przywódców Prawa i Sprawiedliwości zawiązało się porozumienie polityczne, mające na celu odsunięcie od władzy Platformy. Dzisiaj przypuszczam, że cokolwiek byśmy zrobili w ciągu najbliższych dni, to rzeczy i tak by się skończyły tak, jak się skończyły. Według Rokity koalicyjny spór dotyczy programu rządu, a nie podziału stanowisk.
Na drżenie o własną przyszłość skazany jest każdy rząd mniejszościowy. Złośliwa opozycja może "wybijać" mu ministrów; może odrzucać ustawy; może wreszcie powiedzieć „nie” budżetowi, a to oznacza, że groźba przyspieszonych wyborów wisi nad nim właściwie bez przerwy.
PiS mówi oczywiście, że szybkie wybory to nic dobrego, ale my się ich nie boimy: W Prawie i Sprawiedliwości nie ma jakiegoś strachu przed przedterminowymi wyborami - mówi Ujazdowski. To nie jest kwestia obawiania się, dlatego że jesteśmy w trendzie wzrostowym. Mamy prezydenta, więc z punktu widzenia kalkulacji czysto wyborczej jesteśmy w znacznie lepszej sytuacji niż koledzy z PO - dodaje Ziobro.
I o ile jednak w PiS tych obaw nie ma, to w PO są i to potężne. Politycy PO mówią, że dla nich szybkie wybory to katastrofa; nie mają ani siły, ani pieniędzy, ani wiary w dobry wynik. To może być ważki argument w dyskusjach o tym, czy poprzeć rząd choćby mniejszościowy i jego budżet przynajmniej ten pierwszy.