Propozycja ministra zdrowia 15-proc. wzrostu wynagrodzeń dla pracowników medycznych od 1 stycznia 2008 r. oznacza tylko tyle, że rząd nie obniży nam pensji - uważa szef Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy Krzysztof Bukiel. Nie wykluczył, że do piątkowego spotkania ze strona rządową może w tej sytuacji nie dojść.
Być może nie dojdzie do naszego spotkania w piątek, bo rząd chce nas upokorzyć publicznie - powiedział Bukiel.
W trzecim dniu strajku lekarzy minister zdrowia Zbigniew Religa spotkał się z prezydentem Lechem Kaczyńskim i przedstawił mu swoje propozycje na uzdrowienie sytuacji w polskiej służbie zdrowia. Wśród nich znalazła się propozycja 15-procentowego wzrostu wynagrodzeń lekarzy i pielęgniarek. Miałaby ona następować corocznie przez trzy kolejne lata.
Według Religi, pieniądze na podwyżki miałyby pochodzić m.in. ze zwiększenia składki na ubezpieczenie zdrowotne opłacanej z budżetu państwa za: rolników niepodlegających ubezpieczeniom społecznym, bezrobotnych bez prawa do zasiłku, osoby niepobierające zasiłków przedemerytalnych i niepodlegające obowiązkowym ubezpieczeniom zdrowotnym. Nie zgadza się na to wicepremier, minister finansów Zyta Gilowska.
Bukiel oceniając tę propozycję uznał, że de facto oznacza ona, iż rząd nie obniży lekarzom pensji. Wyjaśnił, że w tym czasie - według analityków ekonomicznych - mniej więcej o taki procent wzrosną płace wszystkich Polaków. Zaznaczył jednak, że na razie OZZL nie otrzymał żadnej propozycji od rządu.
Lekarze walczą o podwyżki pensji. Początkowo domagali się 5 tys. zł brutto dla lekarzy bez specjalizacji i 7,5 tys. zł dla medyków ze specjalizacją. We wtorek, w drugim dniu strajku, lekarze zaproponowali rządowi kompromis: koniec akcji w zamian za 1 mld zł na podwyżki w tym roku, obietnicę wzrostu nakładów na ochronę zdrowia do 6 proc. PKB, ustalenie płacy lekarza-rezydenta i stażysty na poziomie dwóch średnich krajowych.