Ruszył bezterminowy strajk lekarzy, organizowany przez Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy. W pierwszych dniach uczestniczy w nim ponad 200 szpitali, potem dołączy kolejnych 50-100.
Lekarze będą pracować jak na ostrym dyżurze, odwołane będą planowane operacje i zabiegi, nieczynne przyszpitalne przychodnie. Do protestu w sposób symboliczny przyłączą się lekarze pracujący w przychodniach.
OZZL domaga się wzrostu nakładów na ochronę zdrowia, podwyżek dla lekarzy, tak by lekarska pensja wynosiła miesięcznie do 7 tys. zł brutto oraz zmian w systemie, m.in. możliwości współpłacenia za niektóre usługi medyczne przez pacjentów czy prywatyzacji placówek medycznych.
Minister zdrowia już wcześniej zapowiedział, że w tym roku nie ma pieniędzy na podwyżki. Ale lekarze mogą liczyć na zrozumienie Polaków: 85 procent Polaków jest za podwyżkami, ale i przeciw odchodzeniu lekarzy od łóżek pacjentów. Tak wynika z sondażu "Rzeczpospolitej", przeprowadzonego na chwilę przed protestem. Co ciekawe, ponad połowa badanych zgodziłoby się na niewielkie opłaty za każdą wizytę u lekarza.
Nie strajkują lekarze rodzinni z Federacji Związków Pracodawców Ochrony Zdrowia Porozumienie Zielonogórskie (PZ). Na znak poparcia dla lekarzy z OZZL i ich postulatów zmiany systemu ochrony zdrowia oflagowane są praktyki i przychodnie lekarskie, a ich personel przypina do fartuchów zielone kokardki.