Głośne wydarzenie sprzed 14 lat rozpoczęło dyskusję na temat użycia broni palnej w obronie koniecznej. Mieszkanka podwarszawskiego Chotomowa zastrzeliła złodzieja, który ze słupa energetycznego, stojącego tuż obok jej posesji, chciał ukraść transformator. Twierdziła, że działała w obronie koniecznej. Jednak prokuratura oskarżyła ją o zabójstwo. Sądowa batalia trwała ponad 3 lata.
Elżbieta Borowik zabiła ze strachu. Wcześniej kilkakrotnie była okradana, dostawała też sygnały, że na tym się nie skończy. Feralnej nocy w jej domu zgasło światło. Była przekonana, że to kolejny napad. Niestety, mimo usilnych prób nie mogła się dodzwonić na policję.
Kobieta wyszła na podwórko i zastrzeliła jednego z dwóch złodziei kradnących transformator. Prokurator zażądał czterech lat więzienia. Jednak w obronie kobiety stanęła większość opinii publicznej, w tym tacy politycy jak Jacek Kuroń. Dopiero po jego poręczeniu Elżbietę Borowik zwolniono z aresztu tymczasowego, w którym przebywała przez trzy miesiące.
Po trzech latach sąd wydał wyrok uniewinniający; pracujący wówczas nad nowym kodeksem karnym posłowie wprowadzili przepisy znacznie rozszerzające pojęcie obrony koniecznej.