Polscy dyplomaci z Grodna, przetrzymywani przez blisko dobę na przejściu granicznym w Kuźnicy Białostockiej, zostali wpuszczeni na Białoruś. Doszło do tego po tym, jak polskie MSW pilnie wezwało do swej siedziby białoruskiego ambasadora w Polsce.
- Musieliśmy wjechać do Polski, ponieważ mój samochód został odtransportowany do Polski i tam pozostawiony. Nie dałem zgody na otwarcie bagażnika - mówi w rozmowie z RMF konsul Janusz Dąbrowski. Obaj dyplomaci są już w Grodnie.
Konsul Janusz Krętowski i jego zastępca Janusz Dąbrowski nie mogli ani wjechać na Białoruś, ani wrócić do kraju. Białorusini chcieli także skontrolować samochód konsula, na co polski dyplomata się nie zgadzał, powołując się na konwencje międzynarodowe.
Polskie MSZ podjęło więc decyzję, że działalność konsulatu w Grodnie zostanie zawieszona. Od poniedziałku konsulat nie funkcjonuje – powiedział Paweł Dobrowolski z resortu spraw zagranicznych.
W związku z incydentem polskie MSZ wezwało na spotkanie ambasadora Białorusi w Warszawie. Dyplomata nie zdradził szczegółów rozmowy, ale zapewnił, że sprawa Polaków przetrzymywanych na polsko-białoruskim przejściu zostanie szybko rozwiązana. Dodajmy, że polska ambasada w Mińsku złożyła oficjalną notę na ręce białoruskiego MSZ z prośbą o wyjaśnienie tej sytuacji.
MSZ zdecydował także o wprowadzeniu restrykcji wizowych dla osób odpowiedzialnych za sfałszowanie wyborów na Białorusi i represje wobec tamtejszej opozycji. Jednocześnie resort wystąpił do Unii Europejskiej z apelem o zastosowanie podobnych sankcji na terenie całej Wspólnoty.