Kraj, który osiągnie w przyszłym roku 2-3% będzie tygrysem gospodarczym. Obecne prognozy plasują Polskę w tej grupie. (…).Ogromna większość ludzi zachowa pracę. W ich przypadku na pewno wyraźnie spadnie - podkreślam - tempo wzrostu podwyżek plac, a nie płace. Będzie na szczęście daleko mniejsza grupa osób, która ze względu na recesję w ich gałęziach będzie miała większe problemy - przewiduje prof. Leszek Balcerowicz, były wicepremier, minister finansów i szef NBP.
Konrad Piasecki: Panie profesorze, gdyby miał pan spojrzeć na studium światowego kryzysu, zawirowań gospodarczych na świecie i w Polsce. Pan uważa, że jesteśmy już na fali wznoszącej i odbijającej, czy jednak wciąż musimy liczyć się z tym, że te zawirowania będą się pogłębiać w najbliższych miesiącach?
Leszek Balcerowicz: Jeżeli chodzi o świat, to będą się pogłębiać. Przewiduje się, że 2009 rok to będzie ten rok, w którym gospodarka tzw. realna czyli niefinansowa odczuje skutki kryzysu finansowego. Jednocześnie obecne prognozy przewidują, że już w 2009 roku, pewnie w drugiej połowie, miałoby się rozpocząć stopniowe ożywienie. Trzeba oczywiście podkreślić, że jest sporo niepewności.
Konrad Piasecki: Pan mówi o świecie. A jeśli chodzi o Polskę, to ta sytuacja jest zupełnie inna, czy tylko trochę inna?
Leszek Balcerowicz: Jeżeli świat rozwinięty ma być ogarnięty najpoważniejszą recesją po drugiej wojnie światowej, to każdy to odczuje. Ale w różnym stopniu. Mamy dwa punkty odniesienia. Jeżeli porównujemy się z krajami naszego regionu, to będziemy wyglądać jak oaza stabilności. Weźmy pod uwagę Ukrainę, kraje nadbałtyckie, nawet Węgry. Jeżeli porównujemy przyszły rok ze wzrostem w tym roku, to oczywiście Polska nie uniknie bardzo wyraźnego spowolnienia. W tym roku będzie pewnie w granicach 5 proc. W przyszłym roku prognozy wahają się od 1 do 3 z kawałkiem. Chciałbym podkreślić, że kraj, który osiągnie w przyszłym roku 2-3 proc. będzie tygrysem gospodarczym 2009 roku. Obecne prognozy plasują Polskę w tej grupie.
Konrad Piasecki: Czy pan nie uważa, że było błędem takie bardzo może nawet nazbyt spokojne podejście w pierwszych tygodniach kryzysu do tego, co się będzie działo? Rząd uspokajał. Mówił, że Polska właściwie jest jak u Wyspiańskiego „polska wieś spokojna i zaciszna”. Natomiast okazuje się, że aż tak zaciszna i aż tak spokojna ta wieś polska nie jest.
Leszek Balcerowicz: Trudno mi komentować sformułowania. Nie było mnie akurat w Polsce. Ważniejsze są działania. Nie podzielam krytyk dotychczasowych działań obecnego rządu. My nie musimy we wszystkim naśladować krajów rozwiniętych. Po pierwsze, dlatego, że u nich problem jest większy niż u nas. Po drugie, nie wszystko co tam się może sprawdzać, u nas się sprawdza. Powiedzmy gdybyśmy zwiększali deficyt budżetu, zaciągali dodatkowe duże długi, musielibyśmy najprawdopodobniej płacić dużo wyższe odsetki. By nam się to nie opłaciło. Być może na to mogą sobie pozwolić Stany Zjednoczone. Ale i to nie jest całkowicie pewne.
Konrad Piasecki: Czy pańskim zdaniem przeciętny Polak odczuje na własnej skórze skutki kryzysu? Czy pozostanie jednak kryzys tych bardziej zamożnych, inwestujących, mających akcje, mających oszczędności?
Leszek Balcerowicz: Proszę pamiętać, że jak na razie prognozy nie przewidują, żeby w Polsce była recesja. Czyli mówimy o bardzo wyraźnym spadku tempa poprawy. I tu będą dwie grupy osób. Ogromna większość ludzi szczęśliwie zachowa pracę. Nie będzie zagrożona bezrobociem. W ich przypadku na pewno wyraźnie spadnie, ale podkreślam tempo wzrostu podwyżek plac, a nie płace. Będzie na szczęście daleko mniejsza grupa osób, która ze względu na recesję w ich gałęziach będzie miała trudniejsze problemy. Zagrożenia, mam nadzieje, przejściowym wzrostem bezrobocia. Przykład przemysłu samochodowego. Jeżeli w świecie rozwiniętym prawie każdy ma samochód. W Polsce już prawie tak samo. Ponieważ prawie wszyscy mają samochód, to mogą odłożyć decyzje o zakupie nowego. Bo jak mają niepewność odnośnie swojego dochodu. Jeżeli dużo osób odkłada decyzje o zakupie nowego samochodu, to przemysł samochodowy odczuwa gwałtowny spadek zamówień i tam się rzeczywiście problem skupia. Nie ma jakiegoś prostego rozwiązania. Państwo ma kupować samochody i następnie nimi jeździć?
Konrad Piasecki: W takim razie branża samochodowa to jest ta branża, która już zaczyna odczuwać skutki kryzysu. A kto jeszcze? Które branże, pańskim zdaniem, zostaną dotknięte? Często się mówi o budownictwie. Czy to będzie ta druga branża, która będzie papierkiem lakmusowym tego kryzysu?
Leszek Balcerowicz: Budownictwo zwykle zalicza się do tych dziedzin gospodarki, które są bardziej podatne na wzrosty i spadki koniunktury. Na szczęście nie będzie to tak, jak powiedzmy w Irlandii, Hiszpanii czy Wielkiej Brytanii. Ogromny bum mieszkaniowy, bardzo szybki wzrost cen i potem załamanie. Będzie to przebiegało w formie łagodniejszej.
Konrad Piasecki: Co można zrobić? Co radziłby pan rządzącym by zrobili, żeby jednak ograniczyć skutki kryzysu? Posunięcia, w jakiej sferze mogą wywołać korzystne efekty?
Leszek Balcerowicz: Uważam, że porównania z medycyny w ekonomii się często sprawdzają. Naczelne przykazanie nie szkodzić. Nie robić ruchów, które miały tylko wydźwięk propagandowy, a koszty społeczne. Uważam, że posunięcia władz publicznych, szerzej mówiąc, spełniają ten warunek. Do tego przykazania „najważniejsze nie szkodzić” powinny stosować się, moim zdaniem, także władze regulacyjne np. Komisja Nadzoru Finansowego. I nie zaciskać i nie zaostrzać warunków udzielania kredytu przez banki. Na to jest czas, jak jest bum, żeby przeciwdziałać. Ale jak już bum odwraca się, to naturalne siły rynku same sprawiają, że tempo wzrostu udzielanych kredytów spada. Poza tym do rzeczy takich, które trzeba robić, choć one nie są w stanie zneutralizować recesji na Zachodzie, dadzą nam korzyści w trochę dłuższej perspektywie. To wszystkie reformy, o których wcześniej mówiliśmy. Uzdrawianie finansów publicznych, prywatyzacja w różnych zakresach, deregulacja czyli pakiet Szejnfelda. Tutaj widzę, że są znaczące postępy, co mnie osobiście cieszy. Wprowadzenie w życie środków, dzięki którym więcej zdolnych do pracy Polaków będzie pracować. Tutaj usunięcie w znacznym stopniu rozgałęzionych wcześniej przywilejów emerytalnych jest wielką, ważną reformą.
Konrad Piasecki: W wielu krajach receptą na kryzys, jeśli już jesteśmy przy terminologii medycznej, jest cięcie stóp procentowych. Na ile, pańskim zdaniem, Polska powinna brać z nich przykład?
Leszek Balcerowicz: Ja świadomie wstrzymuję się z formułowaniem jakichś sugestii. Mogę tylko powiedzieć, podobnie jak i każdy, kto obserwuje gospodarkę, że jeżeli spada przyszłe tempo wzrostu, to ograniczone jest także tempo wzrostu popytu. To jest samo w sobie siła antyinflacyjna. Trzeba wziąć pod uwagę oczywiście inne czynniki i zobaczyć, czy przy obniżonych stopach procentowych, można realizować cel inflacyjny. A cel inflacyjny przypominam to jest 2,5 proc., a na razie inflacja jest znacznie wyższa.
Konrad Piasecki: Czy receptą na kryzys mogłyby być deklaracje dotyczące euro, a nawet czyny?
Leszek Balcerowicz: Największą przeszkodą jest bariera polityczna. Potrzeba poprzez parlament zmiany konstytucji, co jak wiemy wymaga zgody większości opozycji. Tej opozycji nie ma. Tej zgody nie ma. Ja nie mam żadnej recepty, jak ten problem pokonać. Mogę jako ekonomista powiedzieć, że z badań, które znam, wynikałoby, że Polsce opłaciłoby się mieć europejski pieniądz. Oczywiście chcę powiedzieć, że są i koszty. Jeden koszt to jest, że trzeba zmienić banknoty, waluty, urządzenia. To jest jednorazowy koszt. Ale są, i to jest oczywiste, korzyści. Mianowicie będzie można zwiększać nasz eksport, mając tę samą walutę co partnerzy. I są pewne ryzyka czy zagrożenia. Na przykład mając euro będziemy mieli stopy procentowe ustalane przez Europejski Bank Centralny. One mogą być za niskie. W konsekwencji bum kredytowy może być za duży. Na to się też trzeba przygotować. Pytanie, są koszty, są korzyści, są ryzyka, to jaki jest łączny efekt? To jest pytanie, prawda? Tu się trzeba oprzeć na badaniach. Badania, które znam mówią, że korzyści powinny przekraczać koszty czyli być większe. Jeśli tak, no to warto. My ciągle doganiamy Zachód i to żebyśmy jak najszybciej dogonili. W związku z tym powinniśmy wprowadzać w życie wszystko, co nam w tym pomaga.
Konrad Piasecki: Panie profesorze, ciężko będzie się nam żyło w 2009 roku?
Leszek Balcerowicz: Będzie trudniej przede wszystkim tym osobom, które pracują w gałęziach, które są zagrożone spadkiem koniunktury. To będzie rzeczywiście problem. Dla ogromnej większości ludzi problemem będzie to, że będzie się wolniej poprawiać. Ale przejdziemy. Świat przejdzie przez ten kryzys prędzej czy później. Obecne prognozy mówią o nowym roku. My musimy patrzeć na nieco dłuższą perspektywę.
Konrad Piasecki:W 2010 roku będzie już tylko świeciło słońce?
Leszek Balcerowicz: Tak wyglądałoby z obecnych prognoz, ale podkreślam nikt głowy nie da za to, że wszystko skończy się w 2010 roku. Wiele będzie zależeć od tego czy władze państwa Zachodu czy państwa w świecie unikną błędów. Największym błędem byłoby wprowadzenie barier handlowych. Przeciwnie wolny handel to jest recepta na łatwiejsze, a szczególnie trudniejsze czasy.