Jest akt oskarżenia w sprawie zabójstwa Jarosława Ziętary. Były senator Aleksander Gawronik został oskarżony o podżeganie do zabójstwa poznańskiego dziennikarza. Kluczowe okazały się zeznania nowych świadków.
Akt oskarżenia liczy sto stron. Jarosław Ziętara będąc młodym dziennikarzem prowadził śledztwo dziennikarskie, mające na celu ustalenie, czy w działalności Aleksandra G. i osób z nim związanych nie dochodzi do działań przekraczających prawo. Była taka sytuacja, że Aleksander G. został poinformowany, że problem tego pana jest rozwiązany, bo zostanie pobity. Wtedy Aleksander G. stanowczo zaprotestował i stwierdził, że jakie pobicie, ten człowiek ma być skutecznie zlikwidowany – mówi prokurator Piotr Kosmaty z krakowskiej prokuratury. Dysponujemy zeznaniami co najmniej dwóch naocznych świadków, którzy widzieli i słyszeli, jak Aleksander G. wypowiadał te słowa; ponadto jest kilku świadków, którzy wiedzieli to ze słyszenia. Wszystkie dowody będą podlegały weryfikacji przez sąd – dodał Kosmaty.
Prokuratura dotarła do trzech nowych osób, które potwierdziły, że był senator chciał uciszyć dziennikarza. Znalazł ludzi i namawiał ich do zabójstwa. Ziętara był dla niego niebezpieczny, ponieważ interesował się szarą strefą, czyli podejrzanymi interesami poznańskiego biznesmena.
Jarosław Ziętara był dziennikarzem śledczym "Gazety Poznańskiej" (wcześniej "Wprost" i "Gazety Wyborczej"). Pisał o aferach gospodarczych. Zniknął 1 września 1992 roku w drodze do pracy.
Aleksander Gawronik został zatrzymany na początku listopada 2014 roku i usłyszał zarzut podżegania do zabójstwa Ziętary. Podczas przesłuchania nie przyznał się do zarzutu i odmówił składania wyjaśnień. Pod koniec stycznia krakowska prokuratura apelacyjna uchyliła Gawronikowi areszt - zastosowano wobec niego poręczenie majątkowe w wysokości 50 tysięcy złotych, zakaz opuszczania kraju połączony z zatrzymaniem paszportu, dozór policyjny i poręczenie osoby godnej zaufania.
Dwa dni po wyjściu z aresztu, na konferencji prasowej przed budynkiem sądu w Poznaniu, Gawronik przekonywał, że nie wie, co stało się z Jarosławem Ziętarą, i nie ma nic wspólnego z jego zaginięciem.
Jak państwo widzą, występuję pod swoim pełnym imieniem i nazwiskiem, gdyż nie mam nic do ukrycia. Z całą stanowczością oświadczam, że nie mam nic wspólnego z zaginięciem pana Jarosława Ziętary. Z zaginięciem - proszę państwa. Na tym etapie postępowania nie będę odnosił się do materiału dowodowego zebranego przez Prokuraturę Apelacyjną w Krakowie. Jeżeli jednak w przyszłości będzie taka konieczność, odeprę każdy zarzut formułowany wobec mojej osoby w niniejszej sprawie - mówił.
20 tysięcy ludzi rocznie wychodzi z domu. I coś się z nimi dzieje - dodawał. Zapewniał, że wszystko, co wie o zaginięciu dziennikarza, wie z mediów.
Na pytanie, dlaczego świadkowie zeznawali na jego niekorzyść, były senator odpowiedział krótko: To nie jest kwestia intrygi. Co czasem świadek mówi? No pier**** bez sensu.
(mpw)