W najbliższy poniedziałek do sądu trafi akt oskarżenia przeciwko generałowi Pawłowi Bielawnemu, byłemu już zastępcy szefa BORu - ustalili nieoficjalnie reporterzy śledczy RMF FM. Będzie on oskarżony o poświadczanie nieprawdy w dokumentach. Chodzi o dopisanie do listy funkcjonariuszy BOR fotografa, który nie był agentem. Drugi zarzut to niedopełnienie obowiązków podczas wizyty premiera Tuska w Katyniu.
Dzień lub dwa po skierowaniu do sądu aktu oskarżenia prokuratura umorzy główny wątek śledztwa w sprawie nieprawidłowości przy przygotowaniach do wizyty premiera i prezydenta w Katyniu. Nie znaleziono bowiem odpowiedzialnych za te zaniedbania.
Wiceszef BOR Paweł Bielawny usłyszał zarzuty w związku z organizacją wizyt premiera i prezydenta w Katyniu w 2010 roku, w lutym 2012 roku. W związku z tym szef BOR gen. Janicki zawiesił go w wykonywaniu czynności służbowych, a minister spraw wewnętrznych Jacek Cichocki odwołał ze stanowiska zastępcy szefa Biura.
Te zarzuty to efekt wydanej w styczniu opinii biegłych i analizy dokumentacji związanej z pracą Biura. Wytknęli oni jego kierownictwu, że niewłaściwie nadzorowali pracę funkcjonariuszy zabezpieczających podróże najważniejszych ludzi w państwie do Smoleńska. Stwierdzili między innymi nieprawidłowości podczas wizyt rozpoznawczych. Chodzi o nieprzeprowadzenie rekonesansu tras przejazdu, miejsc pobytu delegacji, a także brak wiedzy na temat lotnisk zapasowych.
7 kwietnia 2010 roku w Katyniu był Donald Tusk. Trzy dni później na uroczystości wyleciał Lech Kaczyński. Tupolew z prezydentem na pokładzie rozbił się w Smoleńsku.
Eksperci uznali też, że podczas obu wizyt zabrakło odpowiednich specjalistów - w tym funkcjonariusza grupy lotniskowej, pirotechnika i lekarza sanitarnego. Dodatkowo przed wizytami nie było odpraw, na których funkcjonariusze otrzymaliby zadania.
Poza tym BOR-owców nie było na lotnisku podczas lądowania samolotów w czasie obu wizyt. Brakowało systemów łączności, do działań wyznaczono funkcjonariuszy z małym doświadczeniem. Pracownicy BOR-u z grup zabezpieczenia nie mieli broni palnej.
W przypadku zarzutu poświadczenia nieprawdy w dokumencie chodzi o dokument z korespondencji pomiędzy BOR-em a jedną z instytucji. W piśmie wiceszef Biura zapewnia o pewnych kwalifikacjach jednego z funkcjonariuszy udających się w delegację do Katynia. Zdaniem śledczych, w rzeczywistości funkcjonariusz tych kwalifikacji nie posiadał.