Brytyjska policja potwierdziła, że zastrzelony wczoraj przez funkcjonariuszy na stacji metra Stockwell mężczyzna nie był powiązany z zamachami bombowymi w brytyjskiej stolicy.
- Nabraliśmy przekonania, że nie był powiązany z incydentami z czwartku, 21 lipca 2005 roku - to oświadczenie policji.
W piątek rano na stacji metra Stockwell podczas operacji antyterrorystycznej zastrzelono podejrzanego mężczyznę. Szef londyńskiej policji sir Ian Blair powiedział, że akcja była bezpośrednio powiązana ze śledztwem antyterrorystycznym.
Już wczoraj brytyjskie media sugerowały, że zastrzelony nie był jednym z zamachowców, którzy w czwartek podłożyli bomby. Nie znaleziono też przy nim ładunków wybuchowych.
Dzisiejsza angielska prasa pisze, że wzbudził on podejrzenia funkcjonariuszy, ponieważ wyszedł z domu obserwowanego po czwartkowych atakach. Nie zatrzymał się na wezwanie policjantów i zaczął uciekać do wagonu metra. Według mediów, policja otrzymała nowe wytyczne dotyczące użycia broni wobec podejrzanych terrorystów-samobójców, które pozwalają policjantom \"strzelać tak, by zabić\".
Świadkowie opowiadali, że ubrani po cywilnemu policjanci dogonili w mężczyznę o południowoazjatyckich rysach twarzy, który uciekł przed nimi do wagonu, obalili na ziemię i zabili z bliskiej odległości pięcioma strzałami. Podobno strzelili mu dwa razy w
głowę i trzy razy w tułów. Według niektórych pasażerów, mężczyźnie spod odzieży wystawały druty.