"Każde wspomnienie Jana Pawła II, to lekcja optymizmu. Papież byłby zadowolony, że potrafimy się cieszyć" - powiedział Donald Tusk. Premier wraz z żoną odwiedził Wadowice, gdzie uczestniczył we mszy dziękczynnej za beatyfikację Jana Pawła II.
Premier przyznał, że nawet podczas uroczystości trudno było uciec myślami od codziennej polityki. Gdyby kilkanaście, kilkadziesiąt milionów ludzi postanowiło zrobić chociaż jedną dobrą rzecz, wtedy, kiedy myśli o naszym papieżu, to Polska i życie wokół nas byłoby dużo lepsze. Ale trzeba umieć zacząć od siebie - stwierdził Tusk.
Ocenił, że Polska jest dużo piękniejsza niż w telewizyjnych komentarzach i dyskusjach polityków. Proszę choćby spojrzeć na ludzi w Wadowicach - chłodno, pada deszcz, a wszyscy są raczej uśmiechnięci, dobrze do siebie nastawieni. Myślę, że my czasem, tak jak kiedyś narzekaliśmy na prawie wszystko, dziś mamy trochę mniej powodów do narzekań, ale za to zaczęliśmy narzekać, może za bardzo, na samych siebie - mówił Tusk.
Tusk przyznał, że zastanawiał się co papież mógłby teraz powiedzieć swoim rodakom. Chyba to najbardziej uniwersalne, najprawdziwsze i potrzebne, czyli "nie lękajcie się. Jak się nie będziemy bali, jak będziemy wierzyli sami w siebie i w te absolutnie podstawowe wartości o jakich tyle razy nam mówił, to wtedy nie ma się czego bać - skomentował.
Premier wspominał też, że wiadomość o wyborze Polaka na papieża zastała go w domu rodzinnym. To była bardzo radosna nowina, ale rzeczywiście byliśmy tak zaskoczeni, nawet nie bardzo wierzyliśmy, że to możliwe. Przekonanie, wiara, że stało się coś przełomowego narastało z czasem, ze zdarzeniami. Dopiero pierwsza wizyta Ojca Świętego i te słynne słowa w Warszawie - wszystkich nas przeszedł taki prąd i czuliśmy, że coś się stało - wspominał Tusk.