Prawdopodobnie podpalenie, a nie wybuch bomby był przyczyną nocnego pożaru kilku pomieszczeń w budynku w centrum Warszawy. W doszczętnie spalonej siłowni znaleziono zwłoki ok. 40-letniego mężczyzny.
Ogień pojawił się ok. godz. 3 w nocy w narożnym budynku przy al. Solidarności i Orlej w Warszawie. Niemal doszczętnie spłonęła siłownia, znajdująca się w piwnicy oraz dwa sklepy na parterze.
Uszkodzonych zostało także 5 samochodów stojących w pobliżu wejścia do budynku, w którym doszło do pożaru. Według wstępnych ocen policji przyczyną tragedii nie był wybuch bomby, jak wcześniej przypuszczano, ale podpalenie.
Z najnowszych ustaleń, do których dotarł nasz reporter, wynika, że w siłowni eksplodowała benzyna. Przyniósł ją tam człowiek, który prawdopodobnie chciał podpalić budynek i sam zginął w ogniu. Przy zwłokach mężczyzny znaleziono nożyce do przecinania kłódek. Prawdopodobnie posłużyły mu one do włamania się do siłowni.
Straszny był huk. Myślałam, że to może jakaś butla gazowa - mówiła jedna z kobiet, świadek wybuchu. Siła rzeczywiście musiała być bardzo duża. Jak mówi Paweł Świąder, kawałki gruzy i szkła leżą kilkanaście metrów od budynku. Po pożarze przez kilka godzin ruch w centrum stolicy był poważnie utrudniony.