Wszystkie napady na Polaków łączą pewne elementy – mówi RMF polski konsul w Moskwie Tomasz Klimański. Dziennikarz „Rzeczpospolitej” Paweł Reszka, pobity w okolicy swojego domu przez pięciu mężczyzn, trafił do szpitala.
- Wracałem z zakupów. W przejściu podziemnym napadło mnie pięciu facetów. Scenariusz klasyczny – uderzenie w tył głowy, przewrócenie i kopanie - mówi radiu RMF Paweł Reszka. Poturbowany i posiniaczony dziennikarz zdołał jednak dotrzeć do domu o własnych siłach. Nie potrafi jednak powiedzieć, kto mógł go napaść. Po wstępnych badaniach lekarze zdecydowali o zatrzymaniu go w szpitalu - twierdzi konsul Tomasz Klimański. Reszka odniósł obrażenia głowy, twarzy, klatki piersiowej i pleców. Czekają go jeszcze szczegółowe badania.
- W wypowiedziach trzech osób powtarza się charakterystyczny wygląd jednego z napastników - powiedział w rozmowie z RMF Tomasz Klimański, nawiązując do wcześniejszych napadów na polskich obywateli w Moskwie. Zdaniem konsula, trudno odrzucić tezę, że wszystkie incydenty są ze sobą powiązane. - Gdyby to były różne grupy, różnie by biły. A to jest ten sam styl bicia już dla czterech osób - twierdzi. Dodaje, że polska ambasada i MSZ podejmą szczególne środki, by sprawę wyjaśnić i ukarać winnych. Konsul poinformował, że pobicie zgłoszono specjalnej grupie śledczej, powołanej po poprzednich napadach na polskich obywateli.
To kolejne pobicie Polaka, do jakiego w ciągu ostatnich dni doszło w rosyjskiej stolicy. W środę napadnięty został drugi sekretarz polskiej ambasady w Moskwie, Marek Rzeszuta. Z podejrzeniem wstrząśnienia mózgu trafił do szpitala. Jak twierdzi, przed napadem był śledzony. W niedzielę z kolei nieznani napastnicy ciężko pobili innego polskiego dyplomatę, pracownika sekcji łączności placówki. Dzień wcześniej ofiarą napadu padł kierowca polskiej placówki dyplomatycznej w Moskwie, obywatel Federacji Rosyjskiej.
Korespondent RMF mówi, że dotychczas Polacy w Rosji byli traktowani z wielką sympatią. I choć w większości wypadków Rosjanie nadal są wobec Polaków przyjaźni, wielu rodaków zaczyna się bać. Jeden z polskich biznesmenów powiedział dziś, że nie odbiera telefonu na ulicy, jeżeli połączenie jest z Warszawy. Nie chce bowiem rozmawiać po polsku. Posłuchaj: