Podobno to jest jak narkotyk. I to najbardziej uzależniający. Raz spróbujesz - i marzysz o tym do końca życia. Poczucie wszechmocy, otoczenie wprawiające cię w znakomity nastrój, poczucie, że oto stajesz się legendą i przechodzisz do historii. Gdy ci tego zabraknie - cierpisz. Rzucasz się w wir pracy, biznesu, polityki, ale zawsze masz nadzieję, że ktoś zaoferuje ci to ponownie. A ty - choć wiesz, że to groźne, nie odmówisz. Bo na to właśnie czekałeś.

Nie wierzę, by odejście Jana Krzysztofa Bieleckiego z banku Pekao, było sygnałem tego, że wszystko jest już dogadane i ustawione. Że były premier będzie kroczył już teraz pewną drogą ku gabinetowi w Alejach Ujazdowskich. Bez wątpienia jednak to pierwszy kroczek, otwierający możliwość takiego rozwiązania.

JKB jest dla Donalda Tuska jak mentor, jak polityczny ojciec, jak ktoś któremu ufa on na tyle bezgranicznie, jak bezgranicznie polityk może ufać komukolwiek. Sytuacja w której przy prezydencie Tusku, Bielecki zostałby premierem, byłaby dla dzisiejszego lidera Platformy sytuacją optymalną. Dlatego taki scenariusz - choć daleko niepewny - trzeba brać coraz poważniej pod uwagę.