Jeśli po powrocie z podroży odkryjesz w walizce ładunek wybuchowy, to możesz być pewny, że podłożyła go tam... francuska żandarmeria! Podczas ćwiczeń żandarmom „zawieruszyło się” 150 g wybuchowego wojskowego plastiku.
Do wpadki doszło na paryskim lotnisku Charles’a de Gaulle’a podczas treningu psów wykrywających bomby. Żandarmi włożyli 150 gramów wybuchowego wojskowego plastiku do bagażu przypadkowego podróżnego, ale potem psy zgubiły ślad.
Francuskie ministerstwo obrony zapewnia, że ładunek nie miał zapalnika, nie jest więc – jak stwierdzono - groźniejszy niż czekoladowy batonik. Władze zapewniają - nie ma ryzyka, że wybuchnie, nawet w razie wstrząsów czy zetknięcia z ogniem.
Jest jednak niezaprzeczalnym faktem, że chodzi o prawdziwy ładunek wybuchowy, który poleciał jednym z ok. 90 samolotów, które startowały w czasie, gdy żandarmeria popełniła błąd.
Jeśli francuska walka z terroryzmem ma polegać na wkładaniu plastików do walizek przypadkowych podróżnych, którzy nic o tym nie wiedzą, to chyba coś tutaj nie gra...