Nikt do końca nie wie, gdzie był szef największej partii opozycyjnej Jarosław Kaczyński, kiedy Polska i cały demokratyczny świat świętowały 25 lecie przełomowych wyborów w 1989 r. i koniec zimnowojennego podziału świata na dwa wrogie sobie obozy. Podobno dopadła go alergia i musiał skorzystać z pomocy medycznej, ale wersje jego współpracowników w tej sprawie się różnią. Część komentatorów podejrzewa więc, że prezes zwyczajnie schował się za L4 i jeśli dopadła go jakaś alergia, to było to uczulenie na sukces Polski, pod którym nijak podpisać się nie może.
Ja się temu nie dziwię, bowiem człowiekowi, który kontestuje nie tylko efekty ostatnich 7 lat rządów Platformy Obywatelskiej, ale podważa też sukces ćwierćwiecza polskich przemian, w tym ostatnich dziesięciu lat Polski w Unii Europejskiej, trudno byłoby słuchać peany na temat naszych dokonań i wagi Polski dla demokratycznego, wolnego świata. Wszak nie po to tworzył IV RP, by zabić etos III RP, a teraz zaprzepaścić lata swojej negacji dla wszystkiego, czego nie był twórcą. W dodatku słuchać coś dobrego o Polsce, nie tylko z ust przywódcy supermocarstwa światowego, prezydenta Stanów Zjednoczonych, ale także "prezydenta z przypadku", Bronisława Komorowskiego?! Nie! Nie! Tego nawet końskie zdrowie by nie wytrzymało. Prezes Kaczyński musiał się poddać. I ja w tym zakresie wierzę, że była to autentyczna alergia. Ba, rozumiem to.
TU ZNAJDZIESZ INNY WPIS TEGO AUTORA
Wcale się nie dziwię również absencji, jaką wykazali inni czołowi politycy PiS-u w tym dniu. Ich problem z historią najnowszej Polski jest powszechnie znany. Z jednej strony kwestionują jej słabość, z drugiej strony nazywają państwem represyjnym. Podobnie jest ze stosunkiem do Unii Europejskiej. Głośno żądają stanowczości wobec problemów na jej granicach, jak chociażby ostatnio w przypadku Ukrainy, z drugiej strony chcą torpedować jakiekolwiek próby pogłębienia integracji, które spowodowałyby wzmocnienie siły Unii Europejskiej na arenie międzynarodowej.
Cóż, przyzwyczailiśmy się już do narracji, w której dokonania Polski w ostatnim ćwierćwieczu są nie do przyjęcia nie tylko dla PiS-u, ale dla wszystkich formacji z gruntu populistycznych, krzykiem nadrabiających oczywiste luki swoich kompetencji. Jednak fakty są bezsprzeczne - pomimo wszystkich niedoskonałości i dystansu - coraz mniejszego! - jaki jeszcze nam pozostał do najbardziej rozwiniętych państw Europy, naprawdę nie jest źle. Jeśli ktoś zmian, które zaszły w Polsce nie dostrzega, to albo jest bardzo młody i nie ma punktu odniesienia, albo jest głuchy i ślepy, a w dodatku ma amnezję. W obydwu przypadkach pomóc mogą obiektywne dane.
Świadczą one o tym, jak ogromnie zmienił się nasz kraj, i to w miastach jak i na wsi, w ciągu minionych 25 lat przemian gospodarczych i społecznych. Świetnie wykorzystujemy swoją szansę rozwijając gospodarkę, tworząc infrastrukturę, zwiększając bezpieczeństwo, budując silną rangę Polskie już nie tylko w Europie, ale i na świcie.
Choć starano się nikogo "nie zostawiać za pokładem", to oczywiście nie wszyscy w równym stopniu skorzystali z efektu dobrych przemian. Ale czy byłoby lepiej, gdybyśmy drogą budowania demokracji i wolności nie poszli? Czy aby przypadkiem rozwarstwienie i poziom biedy nie byłby szerszy, powszechniejszy?
Dzięki wyrzeczeniom i ciężkiej pracy nas wszystkich, nawet w latach spowolnienia gospodarczego Polska intensywnie się rozwijała. Tak jest do dzisiaj - rozkwit infrastruktury, budowa fabryk, tworzenie nowych miejsc pracy, inwestycje w rodzinę oraz w bezpieczeństwo ciągle trwa.
Sukcesu nikt nie podał nam na tacy, ciężko na niego zapracowaliśmy. Jesteśmy też przygotowani do podjęcia kolejnych wyzwań. Miejmy nadzieję, że nie przeszkodzi nam w tym garstka malkontentów bez pomysłu na Polskę, ale za to z... alergią na sukces.