W Afganistanie wzmocniono ochronę wszystkich baz antyterrorystycznej koalicji. Zagrożenie wzrosło po tym, jak amerykański żołnierz zabił 16 Afgańczyków - w tym dzieci i kobiety. W wydanym oświadczeniu, talibowie zapowiedzieli krwawą zemstę. Ambasada USA w Kabulu ostrzegła, że w kraju może dojść do antyamerykańskich akcji odwetowych.
Talibowie napisali, że amerykańscy terroryści bronią żołnierza, który dokonał tej zbrodni, tłumacząc, że to osoba chora psychicznie. Wskazują, że jeżeli faktycznie tak jest, to do armii USA rekrutuje się szaleńców zdolnych do zabijania bezbronnych Afgańczyków. W niedzielę jedna z agencji prasowych podała, że żołnierz przeszedł załamanie nerwowe.
Konsekwencje czynu amerykańskiego żołnierza mogą być bardzo poważne. Miejscowa ludność nie kryje niechęci do Amerykanów. W związku z tym Pentagon ostrzegł przed atakami odwetowymi. Według zeznań mieszkańców wioski, na miejsce przybył nie jeden, ale kilku pijanych wojskowych. Jeden z dziennikarzy gazety "The New York Times" widział nadpalone ciała zabitych, co może oznaczać, że Amerykanie po masakrze próbowali spalić ciała ofiar by zatrzeć ślady. Ministerstwo obrony poleciło zbadanie wszystkich okoliczności tej tragedii.
Amerykański żołnierz otworzył w niedzielę ogień do cywilów w południowej prowincji Kandahar. Zginęło 16 cywilów, w tym dziewięcioro dzieci i trzy kobiety; około 30 osób zostało rannych. Wojskowy jest obecnie przetrzymywany w bazie NATO, a śledztwo w jego sprawie prowadzą siły amerykańskie we współpracy z władzami afgańskimi.
Ubolewanie z powodu tego wydarzenia wyraził prezydent Obama. Podkreślił jednak, że nie ma ono nic wspólnego z charakterem amerykańskiej armii, i przypomniał o szacunku USA dla Afgańczyków.Prezydent Karzaj w oficjalnym komunikacie potępił atak, przypisując go - jak podaje Reuters - amerykańskim żołnierzom, a nie jednemu sprawcy. Świadkowie masakry również twierdzą, że w ataku uczestniczyło kilku pijanych amerykańskich żołnierzy. Prezydent Afganistanu zażądał wyjaśnień od Waszyngtonu. Wcześniej afgańskie ministerstwo obrony podało, że strzelanina była dziełem "sił zachodniej koalicji".