Amerykański żołnierz, który zastrzelił kilkunastu Afgańczyków, przeszedł załamanie nerwowe - tak twierdzi agencja prasowa EFE. Do tragedii doszło w prowincji Kandahar. Wojskowy został aresztowany.
Prezydent Obama powiedział, że to "tragiczne i szokujące" wydarzenie. Podkreślił, że nie ma ono nic wspólnego z charakterem amerykańskiej armii, i przypomniał o szacunku USA dla Afgańczyków. Szef Pentagonu Leon Panetta złożył telefonicznie kondolencje prezydentowi Afganistanu. Zapewnił też Karzaja, że odpowiedzialni za ten atak staną przed sądem. Ambasada USA w Kabulu ostrzegła, że w kraju może dojść do antyamerykańskich akcji odwetowych.
Prezydent Karzaj w oficjalnym komunikacie potępił atak, przypisując go - jak podaje Reuters - amerykańskim żołnierzom, a nie jednemu sprawcy. Świadkowie masakry również twierdzą, że w ataku uczestniczyło kilku pijanych amerykańskich żołnierzy. Prezydent Afganistanu zażądał wyjaśnień od Waszyngtonu. Wcześniej afgańskie ministerstwo obrony podało, że strzelanina była dziełem "sił zachodniej koalicji".
Amerykański żołnierz otworzył w niedzielę ogień do cywilów w południowej prowincji Kandahar. Zginęło 16 cywilów, w tym dziewięcioro dzieci i trzy kobiety; około 30 osób zostało rannych. Wojskowy jest obecnie przetrzymywany w bazie NATO, a śledztwo w jego sprawie prowadzą siły amerykańskie we współpracy z władzami afgańskimi.
Do ostrzelania ludności cywilnej przez amerykańskiego żołnierza doszło po tygodniach zaostrzonych stosunków między siłami USA a afgańskimi władzami w następstwie spalenia ksiąg Koranu w amerykańskiej bazie. Mimo przeprosin ze strony USA w Afganistanie doszło do gwałtownych antyamerykańskich protestów, w wyniku których zginęło ok. 30 ludzi. W serii działań odwetowych ze strony członków sił afgańskich śmierć poniosło sześciu żołnierzy USA.