Co najmniej 3 napastników zginęło, a 47 zostało rannych w ataku na kompleks ONZ w mieście Kunduz na północnym wschodzie Afganistanu. Ataku dokonali demonstranci, sprzeciwiający się spaleniu w mijającym tygodniu egzemplarzy Koranu w bazie USA pod Kabulem.
Starcia w Kunduzie między manifestantami a siłami bezpieczeństwa wciąż trwają - informuje agencja AFP. Siły specjalne policji ochraniają tam kompleks ONZ, otoczony przez demonstrantów. W całym mieście palone są sklepy i samochody.
Rzeczniczka Misji Wsparcia ONZ w Afganistanie (UNAMA) Denise Jeanmonod potwierdziła, że doszło do incydentu. Oświadczyła, że UNAMA obecnie ocenia sytuację; nie chciała jednak powiedzieć więcej ze względu na - jak to ujęła - "bezpieczeństwo pracowników" misji.
Piąty dzień z rzędu tysiące Afgańczyków demonstrowało w kilku prowincjach kraju przeciwko spaleniu w nocy z poniedziałku na wtorek przez amerykańskich żołnierzy świętych ksiąg islamu. Egzemplarze Koranu, skonfiskowane więźniom w amerykańskiej bazie wojskowej Bagram, ok. 60 km na północny wschód od Kabulu, zostały spalone, ponieważ Amerykanie obawiali się, że za ich pośrednictwem osadzeni przekazują sobie wiadomości. Za incydent przepraszał Afgańczyków dowódca Międzynarodowych Sił Wsparcia Bezpieczeństwa (ISAF) w Afganistanie, amerykański generał John Allen, a także minister obrony USA Leon Panetta.
W trakcie czterech dni antyamerykańskich protestów zginęło 25 osób, a rannych zostało - według różnych źródeł - od ponad stu do nawet kilkuset osób. Tylko w piątkowych manifestacjach zginęło co najmniej 12 osób.