Sytuacja na froncie gazowym uregulowana, przynamniej do końca miesiąca. Po niemal 20-godzinnym odcięciu dostaw gazu dla Białorusi i innych krajów, w tym Polski, Rosjanie odkręcili kurek. Gaz mamy, problem jednak pozostał...
Do Polski przez Białoruś dociera 30 procent całego gazu. Rząd, Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo przez cały dzień zapewniali, że bezpieczeństwo energetyczne kraju nie jest zagrożone. Gazu nie zabraknie ani w domach, ani żadnych instytucjach – słyszeliśmy. Gdyby jednak sytuacja się przedłużyła, braki nastąpiłyby w ciągu dwóch tygodni.
Z tej gazowej afery trzeba więc wyciągnąć wnioski. Tym bardziej że jest ich kilka. Po pierwsze - mówił Wiesław Walendziak - jesteśmy pod dyktatem Gazpromu i dlatego powinniśmy się uniezależnić od Rosjan. To przyznają już wszyscy – nawet premier. Jesteśmy gorącymi zwolennikami dywersyfikacji dostaw - mówił Miller, który – przypomnijmy - doprowadził do zerwania kontraktu gazowego z Norwegią. Umowę wynegocjował poprzedni rząd.
Teraz do spawy wracamy. Rozmawiamy z Norwegami i w roku 2005, a najdalej 2006 jesteśmy w stanie zapewnić dostawy norweskiego gazu - mówił Marek Kossowski szef PGNiG. Dodał, że wczoraj z Norwegami podpisano memorandum. Z północy Polska chce sprowadzać z północy 2 mld m sześciennych gazu rocznie.
Prawo i Sprawiedliwość domaga się odwołania wicepremiera Marka Pola, odpowiedzialnego za całą tą sytuację. Dziś informacji rządu o bezpieczeństwie energetycznym kraju wysłucha Sejm. Białorusko-rosyjska wojna o gaz zażegnana
09:10