Do silnej eksplozji doszło w centrum stolicy Iraku - w pobliżu hotelu Sheraton. Mieszkają tam między innymi zagraniczni dziennikarze. Sheraton nie ucierpiał. Hotel, w którym mieszka wielu cudzoziemców, jest otoczony przez wojska USA, podobnie jak pobliski hotel Palestine.
Wcześniej Amerykanie ostrzegali, że zwolennicy radykalnego duchownego szyickiego Muktady al-Sadra planują zamach bombowy w centrum Bagdadu, w okolicach placu Firdaus, gdzie rok temu obalony został pomnik Saddama Husajna. Wojsko amerykańskie wprowadziło w tej okolicy godzinę policyjną.
Ostatnia rebelia radykalnej milicji szyickiej Muktady al-Sadra sprawiła, że wojska koalicji muszą walczyć na dwóch frontach - z bojówkami Sadra w Bagdadzie i w miastach szyickich na południu kraju oraz z partyzantką sunnicką w centrum Iraku..
Czy to krawędź wojny domowej? Nie ma wątpliwości, że rok temu na sytuację w Iraku patrzono w USA z daleko większym optymizmem. Zwycięstwo wydawało się nadspodziewanie łatwe, a przyszłość zapowiadała się w jasnych barwach.
Dziś wiadomo już, że prawdopodobnie walkę, której nie było wtedy, przychodzi toczyć na nowo. Mimo setek ofiar po stronie amerykańskich żołnierzy, mimo ostatniego wybuchu przemocy, nadal większość obywateli USA uważa, że jest to słuszna wojna.
Miniony rok przyniósł przecież dobre wiadomości. Przede wszystkim grudniowe zatrzymanie Saddama Husajna, wcześniej zabicie dwóch jego synów. Teraz coraz częściej jednak pojawiają się pytania o to, kiedy to się skończy i kiedy tysiące żołnierzy będą mogły wrócić do kraju.
Amerykanie wierzą, że wyzwolili Irakijczyków spod władzy tyrana, ale częściej niż o tym co było rok temu, myślą teraz o tym, co będzie za rok.