Rosjanie przekonują, że wydobycie gazu niekonwencjonalnego w Europie byłoby nieopłacalne. Eksperci przypominają, że jeszcze kilka miesięcy temu władze Gazpromu ignorowały gorączkę gazu łupkowego, a teraz nie tylko postanowiły monitorować postępy poszukiwań prowadzonych przez konkurentów w Europie, ale interesują się pilnie strzeżoną przez Amerykanów technologią.
Według szefa rosyjskiego Funduszu Narodowego Bezpieczeństwa Energetycznego możliwość wydobycia na dużą skalę gazu łupkowego w Europie to mrzonka. Podczas konferencji World Shale Gas 2010 w Warszawie Konstantin Simonow przekonywał, że gaz z łupków musiałby kosztować w Europie około 350 dolarów za 1000 m3. Jego zdaniem Gazprom mógłby sprzedawać gaz w cenie 150 dolarów za 1000 m3, a tym samym wydobycie gazu z łupków, choćby w Polsce, nie miałoby ekonomicznego sensu.
Według Rosjan koszty wydobycia będą zbyt wysokie, by produkcja była opłacalna. Problem w tym, że nikt nawet tak naprawdę nie wie, ile surowca tu jest. Możliwe zasoby w Polsce oceniane są na od półtora do nawet 10 bilionów metrów sześciennych. Trudno więc oczywiście oceniać ile może kosztować dany towar, skoro nie wiadomo nawet ile go jest - mówi Helen Robertson z miesięcznika "Petroleum Economist".
Inni eksperci wskazują, że przyjęte przez rosyjskiego Simonowa założenia budzą wątpliwości. Według wyliczeń dwóch koncernów obecnych w Polsce, koszty produkcji w naszym kraju mogą być zbliżone do kosztów produkcji gazu niekonwencjonalnego w USA. Według mniej optymistycznych ocen ekspertów z koncernu RWE i firmy Wood Mckenzie, a także Oxford Institute for Energy Studies, koszty w Polsce mogą być wyższe o 25% do 100% niż w Ameryce. Tylko rosyjskie wyliczenia zakładają, że produkcja w Polsce będzie niemal trzy razy droższa niż w USA.
Ponadto obecna cena sprzedaży rosyjskiego gazu do Europy w kontraktach terminowych przekracza 300 dolarów. Polska, która niedawno przedłużyła umowę na starych zasadach, według nieoficjalnych danych, płaci około 350 za 1000 m3.
Niektórzy uczestnicy konferencji nieoficjalnie ostro krytykowali rosyjskie obliczenia, a szef działu analiz niemieckiego koncernu RWE Frank Amend podsumował: gdyby to była prawda, to by nas tu nie było.