Rozszerza się epidemia pryszczycy na Wyspach Brytyjskich. Po raz pierwszy przypadki tej choroby wykryto w co najmniej dwóch hodowlach w Szkocji. Epidemia dotarła też do Irlandii Północnej. Według artykułu, który ukaże się w sobotnim wydaniu pisma "New Scientist" Wielką Brytanię zaatakował wyjątkowo złośliwy wirus pryszczycy, tak zwany panazjatycki, po raz pierwszy odkryty w Indiach 11 lat temu.
Europa w obawie przed pryszczycą wprowadza nadzwyczajne środki. Francja, Irlandia i Portugalia żądają już dezynfekcji brytyjskich turystów i samochodów. Przy wjeździe do Portugalii brytyjscy turyści muszą oddawać przywożone z sobą jedzenie i wycierać nogi chemicznie nasączoną gąbką. Ciężkie chwile czekają też na turystów z Europy w Tajlandii. Władze tego kraju oświadczyły dziś, że każdy kto przywiezie ze sobą kanapkę z szynką lub wołowiną, może trafić za kratki nawet na dwa lata, lub zostać ukarany karą grzywny. "Mamy nadzieję, że do takich przypadków nie dojdzie a turyści zjedzą swoje kanapki w czasie podróży" - dodał główny weterynarz Tajlandii.
Choć władze wszystkich krajów wprowadziły drakońskie zakazy importu mięsa, mleka i produktów pochodzenia zwierzęcego, wirus prawdopodobnie już dotarł na kontynent. Francuski rząd nakazał spalić 30 tysięcy owiec, które miały kontakt ze zwierzętami przywiezionymi z zakażonych farm w Wielkiej Brytanii. Chore owce trafiły też do Niemiec. Na razie zabito tam dwa tysiące owiec, które miały kontakt z zarażonymi zwierzętami. Farmy, na których je trzymano otoczono kordonem sanitarnym, a służby weterynaryjne kontrolują inne ośrodki hodowli. Na razie nie potwierdzają się doniesienia o wykryciu tej choroby w Niemczech. Testy przeprowadzone na owcach z dwóch stad sprowadzonych z Wysp Brytyjskich dały wynik negatywny. Również w Szkocji nie wykryto przypadku choroby. Powodów do zadowolenia nie mają sami Brytyjczycy. Mimo rządowych prób walki z rozszerzaniem się zarazy, codziennie pojawiają się nowe ogniska choroby. Jeśli sytuacja nie zostanie w ciągu najbliższych dni opanowana przymusowy urlop grozi nawet 10 tysiącom pracowników branży hodowców.
foto EPA
16:15