W gospodarstwach w północno-wschodniej Polsce, gdzie znajdują się największe hodowle bydła w naszym kraju panuje atmosfera nerwowego wyczekiwania. Rolnicy obawiają się, że epidemia pryszczycy dotrze do Polski. Zastanawiają się czy nie dałoby się ubezpieczyć zagrożonego pogłowia.

Rolnicy uważają, że należałoby zastosować środki bezpieczeństwa, aby uchronić zwierzęta i zniwelować jeszcze nie rozwinięte ognisko choroby. Boją się o swoje bydło i zdają sobie sprawę z tego, że pryszczyca jest bardzo groźna, a droga jej przenoszenia się bardzo szybka. W przypadku wybuchu epidemii straty dla hodowców są bardzo duże. Rolnicy z województwa Białostockiego chcieli by ubezpieczyć swoje bydło na wypadek choroby ale liczą się z tym, że koszty ubezpieczenia są ogromne. Jednak żadne z towarzystw ubezpieczeniowych nie chce ubezpieczać rolników od skutków pryszczycy. Uważają, że jest to choroba zwalczana z urzędu. Koszty za poniesione straty ma obowiązek wypłacić budżet państwa. Sprawę tą określa ustawa z 1997 roku mówiąca o zwalczaniu chorób, badaniu mięsa i o przepisach Państwowej Inspekcji Weterynaryjnej. Ponadto zawiera wskazówki o tym, jak postępować w przypadku wykrycia pryszczycy. Choroba ta została wyszczególniona na pierwszym miejscu listy chorób zakaźnych. W przypadku wybuchu epidemii sprawę przejmuje Państwowa Inspekcja Weterynaryjna. Natomiast rolnik za poniesione straty dostaje odszkodowanie z urzędu. Pracownicy towarzystw ubezpieczeniowych są zdania, że w tym przypadku nie ma potrzeby ubezpieczać zwierząt: "Ubezpieczenie zwierząt od chorób zakaźnych zwalczanych z urzędu jest w naszej ofercie ubezpieczeniowej wyłączone, gdyż mijało by się to z celem skoro wszelkie koszty pokrywa budżet" – powiedziała przedstawicielka jednej z firm ubezpieczeniowych

foto RMF FM

13:00