Francuskie służby przybrzeżne ewakuowały w sobotę około 908 osób ze statku, który osiadł na mieliźnie w pobliżu Saint-Raphael na francuskim Lazurowym Wybrzeżu.
Według ocen władz są to wszyscy pasażerowie jednostki, która przewoziła nielegalnych uchodźców kurdyjskich. Nie ma wśród nich poważnie rannych, choć części osób groziło odwodnienie. Dziewięcioro imigrantów trafiło do szpitala. Wśród nich jest dwudniowy noworodek i jego matka. Załoga i kapitan zbiegli, porzucając statek. Wśród pasażerów jednostki znaczną część stanowią dzieci. Pasażerowie statku to przypuszczalnie największa grupa nielegalnych imigrantów, jaka przybyła jednorazowo do Francji. Jednostka "Easti Sea" płynęła przez siedem dni zanim dotarła do wybrzeża Francji między słynnymi kurortami Lazurowego Wybrzeża Cannes i St. Tropez. Wypłynęła z Turcji i po drodze zatrzymała się w Grecji.
Francuska policja rozpoczęła poszukiwania kapitana i załogi kambodżańskiego frachtowca, po których ślad zaginął. Podejrzewa się, że kapitan specjalnie skierował statek na mieliznę, bo chciał uciec z pieniędzmi, które dostał od Kurdów w zamian za transport do Europy Zachodniej. Gdyby bowiem statek wypełniony po brzegi nielegalnymi imigrantami zawinął do jakiegokolwiek z francuskich portów, to cała jego załoga prawdopodobnie zostałaby zatrzymana na miejscu przez policję. Jak mówią uchodźcy każdy z nich musiał zapłacić za podróż około 2 tysięcy dolarów. Wielu z nich spędziło ponad tydzień w pozycji stojącej. Trzy ciężarne kobiety podobno rodziły pod pokładem w brudzie i ścisku. "Przez ponad tydzień nie widzieliśmy dziennego światła, prawie nie dostawaliśmy jedzenia, nie mieliśmy gdzie spać" - powiedział jeden z Kurdów. Teraz ocalałymi z katastrofy zajmie się wojsko, które przetransportuje ich do jednej ze swoich baz. Posłuchaj relacji paryskiego korespondenta RMF FM Marka Gładysza:
foto RMF FM
6:50