Ma prawie tyle koni mechanicznych, ile dobra kosiarka, ale Polacy i tak go kochają. O tym, jak ogromny może być sentyment do malucha, przekonuje 12. Ogólnopolski Zlot Fiata 126 p w Krakowie. Do stolicy Małopolski przyjechało ponad pół tysiąca kultowych pojazdów.
- Mamy tu cały przekrój maluchów. Od najstarszych modeli z 1973 roku, poprzez samochody z lat 80., 90., aż po te najnowsze z roku 2000. Mamy trochę aut z silnikami czterocylindrowymi, najczęściej produkcji Fiata. Przyjechało też kilka samochodów przerobionych na wersję cabrio czy targa. Gwarantuję, że przez weekend pojawią się tu wszystkie możliwe wersje i odmiany malucha - mówi Paweł Krajewski z Grupy Krakowskiej, która współorganizuje zlot.
Na zlot przyjechało prawie 600 załóg - nie tylko z Polski, ale też z Niemiec, Czech, Słowacji i Węgier. - Myślę, że przyjemność jazdy jest większa. Tutaj wszystko czuć i widać. Nie tak jak w luksusowym samochodzie. Do tego jeszcze ten dźwięk silnika dwucylindrowego... - mówi pan Krzysztof, właściciel malucha w wersji cabrio.
Maluchy będą jeździły po krakowskich ulicach przez cały weekend. W sobotę będzie można je oglądać pod Wawelem, na placu Wielkiej Armii Napoleona. Na dreszczyk emocji, czyli pokazy driftu organizatorzy zapraszają na lotnisko w Czyżynach. Próba sportowa odbędzie się na pasie przy ulicy Bora Komorowskiego. Ostatniego dnia zlotu, w niedzielę, kultowe pojazdy będą czekać na swoich miłośników w Muzeum Inżynierii Miejskiej przy ul. Wawrzyńca.
- Mój maluch jest najmłodszy, ma tylko 15 lat. Mam go z sentymentu. To był pierwszy samochód w mojej rodzinie. Wróciliśmy do pasji, bo mój syn kiedy miał 8 lat zobaczył w telewizji fiata 126 p i namówił mnie, żebyśmy kupili auto w stanie rozkładu, do remontu. Takie znaleźliśmy, w zimie został wyremontowany, ma nawet nowy lakier z palety mercedesa... więc wygląda jak mercedes! - mówi pan Krzysztof.
- Mój maluch na autostradzie jedzie 100 km/h, a zmieści się w nim nawet 10 osób. Historii z nim związanych jest mnóstwo. W wakacje 2 lata temu 150 km od domu zepsuły nam się hamulce. Do tej pory nie wierzę, że udało nam się wrócić w całości. Dodam, że były też urywające się koła - wspomina Adam Gorczyca z Gdańska.
Uczestnicy zlotu twierdzą, że na dobrego malucha trzeba teraz wydać nawet kilka tysięcy złotych. Pasjonaci swoje auta traktują jednak najczęściej czysto kolekcjonersko. - Ma w sobie to coś.. Ten dźwięk silnika i ten klimat w środku, jak się jeździ. Pojawiają się uśmiechy innych kierowców. Maluch zwraca na siebie uwagę. Poza tym jak się zepsuje, to w łatwy sposób można go samemu naprawić. Wystarczy mieć tylko trochę wiedzy technicznej. Najczęściej zrywają się zabieraki albo strzela pasek od alternatora. Najdroższe części do wymiany są w granicach 50 zł i to jest właśnie prawdziwy luksus - przyznaje Maciek z Gliwic.
Dominika Panek