Dzięki policjantowi z Krosna na Podkarpaciu udało się uratować niespełna trzyletniego chłopca. Dziecko zakrztusiło się cukierkiem. Funkcjonariusz przez telefon instruował spanikowaną matkę, jak udzielić dziecku pierwszej pomocy. Jednocześnie zawiadomił pogotowie ratunkowe. To kolejny w ostatnim czasie taki przypadek.
W ubiegły czwartek podkom. Marek Śliwiński odebrał dramatyczny telefon od matki niespełna trzyletniego chłopca, który zakrztusił się cukierkiem. Zdenerwowana kobieta opowiadała, że syn nie może oddychać.
Policjant zachował zimną krew. Spokojnie i bez zbędnych emocji poinstruował kobietę, jak należy dziecku udzielić pierwszej pomocy. Jednocześnie zawiadomił pogotowie ratunkowe.
Karetka, która wkrótce przyjechała na miejsce, odwiozła chłopca do szpitala. Na szczęście, badania nie wykazały żadnych niepokojących dolegliwości i już następnego dnia chłopczyk mógł wrócić do domu.
To kolejna udana telefoniczna interwencja policjanta. W ubiegły piątek pisaliśmy o dyżurnym z Opoczna w Łódzkiem Rafale Karasińskim, który uratował półtorarocznego chłopca. Z dramatyczną prośbą o pomoc zadzwoniła na policję matka małego Igora, która powiedziała, że malec nie oddycha. Wskazówki udzielane przez funkcjonariusza okazały się pomocne. Chłopczyk odzyskał oddech. Pogotowie zabrało go do szpitala. Wiadomo, że życiu 1,5- rocznego Igora nic nie zagraża.
W podobny sposób Robert Wawryn z lubuskiej Szprotawy uratował życie ośmioletniego chłopca. Matka dziecka zadzwoniła na policję, płacząc, że jej dziecko nie oddycha. Policjant radził rodzicom, jak udrożnić jego drogi oddechowe i jak wykonać sztuczne oddychanie. Dziecko prawdopodobnie pechowo zakrztusiło się śliną.
Głośno było także o wydarzeniach w Białymstoku. Wtedy bohaterem okazał się strażak, który przez telefon poinstruował rodziców, jak przeprowadzić reanimację czteroletniego chłopca.
Dzięki jego opanowaniu i profesjonalnym instrukcjom reanimacja się powiodła. Karetka pogotowia przyjechała na miejsce po kilku minutach, kiedy chłopiec już samodzielnie oddychał.
Z kolei na początku marca z rzeki San w Przemyślu posterunkowy Witold Młot wyciągnął dwóch tonących chłopców. Jeden z nich był po szyję zanurzony w wodzie i ostatkiem sił trzymał się kry.
Funkcjonariusz, który był po służbie, nie wahając się podbiegł do brzegu, zdjął buty i kurtkę, a następnie położył się na krze i przeczołgał się do tonącego chłopca. Złapał go za ręce i wyciągnął na brzeg.