Bohaterski strażak z Białegostoku dostanie nagrodę pieniężną. Komendant tamtejszej straży pożarnej nagrodzi go we wtorek za opanowanie i profesjonalizm, z jakim przez telefon ratował życie małego dziecka.
4-letni chłopiec z Barszczewa na Podlasiu przestał oddychać. Jego rodzice dodzwonili się do dyspozytora straży pożarnej. Mężczyzna natychmiast wysłał na miejsce zdarzenia pogotowie. Później przez kilkanaście minut instruował roztrzęsionych rodziców, jak mają postępować z dzieckiem. Spokojnie. Niech mi pani mówi, co się dzieje. Proszę udrożnić drogi oddechowe, odchylić głowę do tyłu i wykonać oddechy - mówił matce dziecka strażak. Precyzyjnie tłumaczył, jak przeprowadzać kolejne czynności reanimacyjne. Dzięki jego radom w momencie przyjazdu pogotowia chłopiec już oddychał.
Stan 4-latka jest określany jako dobry. Chłopiec leży na oddziale zakaźnym szpitala dziecięcego w Białymstoku. Jego życie nie jest zagrożone.
Na razie nie wiadomo, kiedy wróci do domu. Lekarze chcą zatrzymać chłopca jeszcze przez kilka dni na badaniach.
W ratowaniu życia ważne jest to, żeby ludzie chcieli słuchać dyspozytora i wykonywali jego polecenia - mówi bohaterski dyspozytor białostockiej straży pożarnej Krzysztof Zahorowski. Ludzie myślą, że w czasie reanimacji mogą komuś zaszkodzić. To nic nie robienie jest większą szkodą. Trzeba coś robić, działać. Ważne są pierwsze chwile, pierwsze minuty. Później w mózgu zachodzą zmiany nieodwracalne i może nie dojść do przywrócenia krążenia i oddechu - podkreśla Zahorowski.