Bardzo często trafiamy do grona zupełnie nowych osób: pojawiamy się na imprezie u przyjaciół naszych przyjaciół, pierwszy raz wychodzimy z nowymi znajomymi z pracy na drinka, poznajemy się z rodziną naszej partnerki lub partnera. Jak się w takiej sytuacji zachować? Na co sobie pozwolić, a jakich zachowań na pewno unikać?
“Przyjaciele naszych przyjaciół są naszymi przyjaciółmi". To prawda, ale nie oznacza to wcale, że podczas pierwszego spotkania możemy sobie pozwolić na taką samą poufałość, jak osoby, które się znają ze sobą wiele lat. Jeżeli trafiamy do grona rówieśników, to wśród młodszej generacji najczęściej dziś od razu będziemy sobie mówić po imieniu. Pamiętajmy jednak, że w towarzystwie osób starszych lepiej zachować większy dystans, zacząć od formy “pan"/“pani" i usłyszeć propozycję mówienia sobie po imieniu niż kąśliwą uwagę na temat własnych manier.
Jeżeli przyjaciele używają wobec siebie zdrobnień, przezwisk czy mówią sobie po nazwisku (właśnie w dowód zażyłości), to sami powinniśmy raczej poprzestać na oficjalnej formie, w której się nam przedstawili (najczęściej będzie to po prostu imię). Na miejscu będzie też pytanie: “Jak mogę się do ciebie zwracać?", jeśli usłyszawszy kilka wersji jesteśmy totalnie zdezorientowani. Z drugiej strony musimy przyznać, że mało kto zaryzykowałby zwracania się do nowopoznanych osób w ten sposób, gdyby nie miał stosownego przykładu. Do czego nas prowadzi takie rozumowanie? Jeżeli do grona przyjaciół dołącza nowa osoba, to przyjaciele - czy tego chcą, czy nie chcą - raczej powinni przejść na stopień większej oficjalności. Albo nie zapraszać nowych osób...
A skoro o spoufalaniu się mowa... Moja koleżanka opowiadała mi ostatnio o sytuacji, w której znalazła się na pewnym przyjęciu. Poznana tego wieczoru kobieta, podczas wychodzenia z restauracji wyrwała jej z rąk torebkę, otworzyła ją, wyjęła szminkę, której użyła, a na końcu, oddając jej rzeczy, skomentowała - jej zdaniem - zły stan kopertówki. Ten przykład nie wymaga chyba żadnego komentarza.
Współcześnie bardzo szybko i bardzo często skracamy dystans. Ma to zapewne tyle zalet, ile wad. Niepotrzebnie jednak owo skracanie dystansu niektórzy traktują jak wymóg, jak coś, co musi nastąpić czy na co ktoś drugi musi się zgodzić. To nie jest prawda. Swoją kulminację znajduje to u osób (każdy takie zna), które po pół godziny znajomości każą sobie przysiąc, że będzie się ich najlepszymi przyjaciółmi. Od razu też wyjawiają nam swoje sekrety i żądają tego samego, dając sobie przyzwolenie na zadawanie wszystkich, nawet tych najbardziej intymnych pytań. Lepiej też zachować dystans fizyczny i zbyt szybko nie obejmować kogoś ramieniem czy przytulać. Nie wszystkim się to podoba.
Kolejna scena, którą chcę przywołać rozegrała się na wieczorze panieńskim, w którym uczestniczyło kilka moich koleżanek. Większość z nich wspaniałomyślnie komplementowało przyszłą pannę młodą, podkreślając jej powaby. W towarzystwie znalazła się jednak osoba, która co jakiś czas przerywała te peany i zachwyty, podkreślając własne zalety, co popierała przytaczanymi komentarzami, które wcześniej miała usłyszeć z męskich ust.
W polskiej tradycji istnieje zwyczaj podkreślania zalet gości, których przedstawia się - mówiąc językiem Arystotelesa z “Poetyki" - lepszymi niż są w rzeczywistości. Czyni to gospodarz opowiadając o każdym z gości pozostałym (w różnych momentach, niejako przy okazji). Często też wtedy umniejsza sobie zasług. “Ania jest najlepszym specjalistą od reklamy w tym mieście. Nie znam kogoś drugiego, kto może pochwalić się tak wcześnie odniesionym sukcesem, tyloma klientami i przede wszystkim tak oryginalnymi projektami. Chciałbym mieć choć połowę tych osiągnięć na swoim koncie", “Krzysiek był najzdolniejszy na roku. Nie dość, że świetnie się uczył i miał najlepsze wyniki, to jeszcze był najprzystojniejszym facetem. Co tu dużo gadać, wszyscy staliśmy w jego cieniu. Każda dziewczyna na roku się w nim kochała" itd. Wszyscy to znamy...
Komplementy, a raczej miłe słowa pod adresem innych zawsze są w cenie. Trzeba tylko pamiętać, by nie przesadzić. Mężczyzna w tej sytuacji mógłby zostać podejrzany o flirt, a kobieta - o chęć zbytniego przypodobania się. Co więcej, nadmiar komplementów przyprawia innych o poczucie dyskomfortu. Do tego zaś doprowadzać nie powinniśmy... Zupełnie wykluczone są wszelkie uwagi pod adresem czyjejś fizyczność i zachowania. Nie krytykujemy i nie oceniamy czyjejś figury, koloru włosów czy stylu ubioru, nie pouczamy.
O sobie z własnej inicjatywy lepiej nie mówić. Jeżeli natomiast ktoś nas zapyta o to, czym się zajmujemy, to odpowiedzmy. W tej sytuacji nie trzeba sobie umniejszać i po prostu, zwyczajnie się przedstawić (dobrze mieć przygotowaną krótką i sprawną odpowiedź na to pytanie). Natomiast jeżeli jest się w towarzystwie jedynym dyrektorem lub właścicielem niemałej firmy, to lepiej w odpowiedzi wymienić branżę, w której się pracuje niż własne stanowisko. To ostatnie mogłoby innych zawstydzić lub w jednej chwili zbudować niepotrzebny dystans. Współcześnie nadzwyczaj często na jednym parkiecie tańczą obok siebie milioner, pracownik sklepu, nauczyciel i znany aktor. Wszelkie przejawy wyższości powinny być wykluczone.
Rozmowa powinna mieć formę pogawędki. Tylko to gwarantuje nam spokojny i ciekawy przebieg spotkania. Takie tematy, jak religia, polityka, choroby i pieniądze zostawiamy na rozmowy w gronie najbliższych i najbardziej zaufanych przyjaciół. Do dyspozycji mamy książki, filmy, muzykę, ubrania, modę, samochody, podróże, sport, lifestyle, teatr, pasje itd. Bądźmy ciekawi innych! W czasie takiego spotkania można się naprawdę wiele dowiedzieć.
Dużo uwagi należy poświęcić zachowaniu przy stole. Na spotkaniach w gronie przyjaciół zazwyczaj panuje przyzwolenie na większy luz niż podczas oficjalnych przyjęć czy na romantycznej kolacji w restauracji. Można robić kanapki, skrzydełka z kurczaka jeść rękami i pić piwo z butelki. Pamiętajmy jednak, że nie w każdym towarzystwie. Dobrze więc na początku spotkania przyjrzeć się zachowaniu innych (najlepiej najważniejszemu gościowi) i przyjąć nadany przez nich ton. Sięganie rękami po przygotowane na specjalnej desce sery czy wędliny i przenoszenie ich wprost do ust w momencie, gdy wszyscy posługują się sztućcami i talerzami będzie dużym nietaktem. Takie samo zdziwienie wywoła także osoba, która do przygotowanego na grillu hamburgera zażąda pełnej zastawy i materiałowej serwetki...
Nowej osobie w towarzystwie, która zazwyczaj jest nieco onieśmielona należy zaproponować, by się poczęstowała. Propozycję można po jakimś czasie ponowić. Nie należy jednak przesadzać. Zachęcanie do jedzenia, a tak naprawdę przymuszanie ma w polskiej kulturze wielką (i niegodną dziś naśladowania) tradycję. Myślę o “prynuce", czyli swoistym przymuszaniu do jedzenia. Każdy z nas wie, jak bywa u cioci na imieninach. “No jedz!", “Dziękuję bardzo, może potem skosztuję", “Ale proszę się poczęstować", “Zjedz, sama zrobiłam" itd. Jeżeli ktoś zostawia dany składnik na talerzu lub czymś się nie częstuje, nie dopytujmy o powód. Może powodem jest alergia pokarmowa. Tłumaczenie jej objawów i następstw nie stanowi dobrego pomysłu przy jedzeniu. Czasem ktoś się nie częstuje, bo nie rozpoznaje potrawy i jednocześnie boi się zaryzykować. Aby tego uniknąć, gospodarz podając dania na stół powinien powiedzieć, co jest czym.
Jeśli ktoś się obawia, że nikt nas nie zapamięta, jeśli tak się będziemy zachowywać, to jest w błędzie. Jestem przekonany, że większość poznanych osób będzie się zastanawiać, kiedy spotkamy się następnym razem. A na kolejnych spotkaniach przyjdzie czas, by poznawać się coraz lepiej...
Jakie Państwo macie doświadczenia w tej materii?