Zacznijmy od dygresji. Jakiś czas temu Szczepan Twardoch, ceniony pisarz, autor “Morfiny” i “Dracha”, laureat Paszportu “Polityki” poinformował, że został ambasadorem marki Mercedes Benz. Znaczy to ni mniej, ni więcej, że dostał od dealera nowe auto. Powitałem te wiadomość z wielką radością. Oto okazało się, że pisarz też człowiek i że też może być czegoś “twarzą”, radosną, z wypisaną na niej godnością, twarzą niepooraną zmarszczkami od smutków i trosk o los świata. Pomyślałem, że jeśli spece od marketingu uznali pisarza - piszącego, czytającego, rozmyślającego (kto to, na Boga, dziś jeszcze robi?!) - za osobę godną ambasadorowania marce luksusowych aut, to Polska zrobiła zwrot ku lepszemu. Jeśli ktoś uznał, że dla Polaków pisarz, ba!, człowiek kultury będzie bardziej wiarygodny niż aktor albo kobieta znana z tego, że została sfotografowana na meczu piłki nożnej, to znaczy, że przyszło opamiętanie.
Innego zdania było kilku krytyków, którzy od razu zapowiedzieli Szczepanowi Twardochowi, że jako pisarz już więcej poważnie go traktować nie będą. Nie chcę w te dyskusje wnikać... Byli i tacy, którzy poszli dalej. I tutaj dochodzimy do dzisiejszego tematu.
6 lipca w Gazecie Wyborczej ukazał się tekst Wojciecha Orlińskiego, w którym autor tłumaczy, kiedy można hejtować. Pisze między innymi tak: "ze sławą wiąże się hejt. Chcesz się lansować w telewizji - OK, ale nie dziw się, że będą cię za to nazywać brzydkimi słowami". A dalej: "skoro już zrobiłeś dla kasy coś obciachowego - to nie miej pretensji do tych, którzy robią z ciebie bekę i hejtują w komentarzach". Na tym skrzyżowaniu pomarańczowe światło zmieniło się na czerwone.
Zapewne każdy z nas nie raz spotkał się z równie pokrętną i ohydą logiką. Wychylasz się przed szereg, to należy cię upier***. Zasmuca mnie to, że pod takimi słowami podpisuje dojrzały człowiek i dziennikarz z niemałym dorobkiem. Czy tak chcemy rozumieć demokrację? Czy wolność ma polegać na tym, by bezkarnie obrzucać się gównem?
Zdaje się, że to niechciany spadek po komunie. Komuna w 89 roku skończyła się na zewnątrz, ale wciąż dobrze się miewa w milionach polskich dusz, uroczyście pielęgnowana między innymi w ten sposób. Taki ktoś uczenie nazywa się homo sovieticus. I pomimo 25 lat wolności wciąż żyje i miewa się dobrze.
Przeczytałem kiedyś, że oprowadzanie skazańców po rynkach miast w dawnych czasach oprócz funkcji pognębiającej dla samego skazanego i ostrzeżenia dla wszystkich świadków miało jeszcze jeden “walor". Świadkowie mogli podnieść kamień i “dopier***" winowajcy. Na znak ich niewinności. Na znak, że mogą, że mają prawo moralne.
Savoir-vivre internetowych komentarzy
Spróbujmy tradycyjnie pokusić się o kilka uwag i sugestii nt. internetowych komentarzy. Zdaję sobie sprawę z tego, że po takim wstępie trudno przejść do porządku dziennego... Myślę jednak, że po prawie dwóch latach wspólnych spotkań przyzwyczailiśmy się do pewnego porządku, do którego warto nawiązać.
Każda wypowiedź bezwzględnie musi zachowywać standardy współżycia w cywilizowanym społeczeństwie. Po pierwsze, powinna być rzeczowa, czyli odnosić się do przedmiotu artykułu, filmu czy dyskusji, być odpowiedzią na zadane przez autora pytanie czy postawioną tezę. Po drugie, powinna być prezentacją naszego poglądu czy opinii, ale tylko pod warunkiem, że taki rzeczywiście posiadamy (trochę samokrytycyzmu...). Po trzecie, wypowiedź krytyczna, jeśli taką chcemy sformułować, polemizuje z zaprezentowanym stanowiskiem, ale nie uderza w autora. Po czwarte, piszmy te komentarze z perspektywy szacunku i życzliwości wobec kogoś drugiego, a nie nienawiści!
Jeżeli podejmujemy się krytyki, to upewnijmy się chociaż, że mamy po temu odpowiednie argumenty, wiedzę i legitymację. Zwyczajnie brakuje słów, gdy czyta się słowa mędrca, który w swojej wypowiedzi ujawnia brak elementarnej wiedzy na temat, o którym się wypowiada. Jeden z komentatorów któregoś z moich tekstów napisał: "Ponieważ rzecz dotyczy dobrego wychowania, nie mogę sobie odmówić przytyku pod adresem autora". Czy można znaleźć przykład większego nieporozumienia? Czy autor tych słów wie, czym jest dobre wychowanie? Że polega między innymi na tym, by nie robić przytyków? Nie dyskutuję.
Poza ramy rozmowy o dobrych manierach zupełnie wykracza zagadnienie ogromnego pokładu złośliwości, nienawiści i niczym nieposkromionej potrzeby sprawienia komuś przykrości. Dopóki jednak będziemy dawać przyzwolenie na anonimowość, na używanie fikcyjnej tożsamości w Internecie, dopóki administratorzy będą akceptować do publikacji posty, które są poniżej poziomu elementarnej przyzwoitości, dopóty będziemy pozwalać tej nielicznej mniejszości hejterów na to, by niszczyli społeczny kapitał szacunku, zaufania, wzajemnej życzliwości i solidarności, który w tym kraju jest nieustannie niszczony i którego odbudowania podejmują się nieliczni. "Moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka".
Na koniec zwracam się do Państwa z pewnym apelem: Proszę nie wdawać się w dyskusje z osobami, których jedyny życiowy cel to obrażanie, plucie, jątrzenie. Nasza reakcja to sens ich egzystencji. Warto, by go jak najwcześniej stracili. W tym miejscu wypadałoby się też zwrócić do administratorów wszelakich portali i forów internetowych. Usuwajcie wszystkie posty, które w bezzasadny sposób krzywdzą innych, pozwalają sobie na niczym niepoparte oceny i które za jedyny cel stawiają sobie powodowanie zła.
Może razem uda nam się zakręcić kurek z tym śmierdzącym szambem.