Przypomnijmy sobie jakikolwiek film, w którym znajomi odwiedzają na dłużej znajomych. Jedni wchodzą do domu lub mieszkania drugich, wybucha radość i ekscytacja, ściskają się, wymieniają uprzejmości, po czym pada sakramentalne: "Czujcie się, jak u siebie w domu!". A co dalej? Wszyscy doskonale wiemy, że życie pisze różne scenariusze...
"Czujcie się jak u siebie w domu" to zachęta to swobody i porzucenia sztywnych towarzyskich form. Do własnego domu nie zapraszamy w końcu każdego, tylko ludzi, którzy cieszą się naszym zaufaniem. Tej deklaracji nie należy jednak traktować zbyt dosłownie. Należy raczej do gatunku takich zwrotów, jak "dzień dobry" czy "dobry wieczór", które nie oznaczają przecież dosłownego życzenia komuś "dobrego dnia" albo "dobrego wieczoru". Ostatecznie, czym innym będzie sięgnięcie do szafki po szklankę, a czym innym eksplorowanie kuchni w poszukiwaniu mąki i cukru, kiedy w środku nocy zachce nam się robić naleśniki...
Największym wyzwaniem dla gospodarzy i odwiedzających ich gości jest umiejętne dzielenie wspólnej przestrzeni, która nagle uległa drastycznemu pomniejszeniu... W końcu ludzi jest więcej, a metrów kwadratowych dokładnie tyle samo. Takiego kłopotu nie da się odczuć w dużych domach, w których goście mają do dyspozycji nie tylko osobny pokój, ale również własną łazienkę.
Dobrze zaoferować swoją pomoc w dbaniu o wspólną przestrzeń, np. w sprzątaniu po posiłkach (nie trzeba tego robić, gdy gospodarze korzystają z pomocy osób, które się tym zajmują). Jeśli mamy wspólną łazienkę - załatwiamy w niej swoje potrzeby sprawnie i w miarę szybko. Należy też zostawić pomieszczenie w takim stanie, w jakim sami chcielibyśmy je zastać. Warto pamiętać o tej zasadzie nawet wtedy, gdy mamy łazienkę wyłącznie do swojej dyspozycji.
O porządek należy też dbać we własnym pokoju - słać po sobie pościel, trzymać ubrania w szafie lub w walizce, skarpetki wkładać do worka ze zużytą bielizną zamiast wrzucać je pod łóżko. Ostatecznie może się przecież zdarzyć, że ktoś z naszych gospodarzy nas odwiedzi, chociażby po to, żeby podlać kwiatki... Bezwzględnie należy troszczyć się o czyjąś własność. Sam bywałem w domach, w których zwykłe krzesło okazywało się niezwykłym - pierwszym modelem, wykonanym przez znanego na całym świecie projektanta, który pani domu otrzymała w dowód przyjaźni. Przewieszenie pary spodni czy ręcznika przez takie krzesło (dzieło sztuki?) na pewno nie pocieszy właścicieli. To oczywiście wyjątki. W każdym innym domu warto pamiętać o takich drobiazgach, jak przytrzymywanie gniazdka w ścianie, zanim wyciągniemy z niego wtyczkę, zamiast gwałtownego wyrywania kabli. I tak dalej...
Na wspólne śniadanie do kuchni lub jadalni lepiej przychodzić już po porannej toalecie, po prysznicu, z okiełznaną fryzurą, w ubraniu zamiast pidżamy, nawet jeśli w domu postępujemy inaczej. Nawet, jeśli u siebie biegamy nago między łazienką a sypialnią, unikajmy tego podczas wizyty u znajomych. Do łazienki przemieszczajmy się w pidżamie lub szlafroku. Z niej, o ile nie w tym samym stroju, najlepiej wyjść w pełnej ubraniowej gotowości.
Wyjeżdżając do kogoś w odwiedziny, koniecznie zabierzmy dla naszych gospodarzy jakiś prezent. Wypada go wręczyć na początku naszego pobytu. Na końcu mógłby sprawiać wrażenie zapłaty, a przecież nie taki ma cel. Co wybrać? Na przykład jakieś smakołyki, charakterystyczne dla naszego kraju lub zrobione przez nas. Równie dobrze może to być coś, co w pełni trafi w gusta gospodarzy. Im lepiej ich znamy, tym więcej radości wywoła nasz podarunek. Dzieci na pewno ucieszą jakieś pluszaki lub zabawki. Miłym i właściwym gestem będzie również zaproszenie naszych znajomych, u których się zatrzymujemy do restauracji.
Jeśli znajomi organizują nam czas, zabierają nas do muzeów, galerii, teatrów, restauracji, ogrodów zoologicznych, parków rozrywki itd., to dzielmy z nimi koszty. Jeśli płacą za taksówkę, w drugą stronę - zapłaćmy my. Jeśli jednego dnia płacą za bilety, drugiego dnia - zróbmy to my. Pamiętajmy też o tym, by nie tylko czekać na inicjatywę gospodarzy, ale też samemu organizować sobie czas. W ten sposób trochę odciążymy ich z obowiązków... Jeśli niekoniecznie chcemy spacerować po mieście, pójdźmy coś poczytać. Dajmy czas gospodarzom na złapanie oddechu.
Zdarza się, że kuchnia gospodarzy do końca nam nie odpowiada... W żadnym wypadku nie można się z tym zdradzić. Co więc począć, gdy po prostu nam nie smakuje? Można się wymówić zdrowiem i dietą, i zaproponować, że kupimy wszystkie potrzebne produkty, a nawet że sami pomożemy w gotowaniu. Możemy też stołować się na mieście, tłumacząc na przykład, że poznawanie kuchni danego kraju to dla nas część obowiązkowego zwiedzania.
Prośmy gospodarzy o to, co jest powszechnie dostępne - o chleb, dodatki, wodę, kawę, herbatę, mleko, cukier itd. Raczej nie upominajmy się o droższe przysmaki lub alkohole. Jeśli mamy na nie ochotę, zaproponujmy coś w stylu: "Może kupię na dzisiejszy wieczór butelkę wina?" lub po prostu wybierzmy się na spacer i w najbliższym sklepie kupmy to, czego na brakuje. Nie trzeba chyba dodawać, że powinno to trafić na wspólny stół.
Odwiedziny to wyzwanie dla wszystkich - i dla gospodarzy, i dla gości. To również jeden z tych elementów naszych codziennych relacji, który udowadnia, jak ważne są zasady savoir-vivre'u. Anarchia w tej dziedzinie skończy się jak wiele wspólnych wakacji - tym, że będzie tu już ostatni taki wyjazd. To jednak zupełnie osobny temat...
Zaczęliśmy od słów "czuj się jak u siebie w domu". Przypomina mi się inne powiedzenie, znalezione w jakimś podręczniku do savoir-vivre'u: jeśli w domu nie będziesz zachowywać się, jak u królowej Elżbiety, to u królowej Elżbiety będziesz zachowywać się, jak we własnym domu... "Królową" moglibyśmy zamienić na "znajomych".
Życzę Państwu wyłącznie udanych wizyt!